czwartek, 25 lutego 2010

A taki tam apdejt

Spedzilam 10 dni w Polsce, bylo fajnie ale ogromnie stresujaco szczegolnie kiedy dolaczyla do nas tesciowa. Zaprosilam ja na kilka dni aby mogla zobaczyc wlasnym okiem sale do ceremonii, sale weselna, pokoje w hotelu itd. Gwen strasznie mnie zestresowala bo miala milion pytan i komentarzy. Np. ze na weselu ma byc piwo bo Anglicy zaczynaja od piwa i wodki pewnie wogole nie beda pic. Albo czy napewno wszyscy beda lubic rosol z makaronem (tia w koncu bedzie chyba z 8 roznych dan oraz chelb ser i szynka wiec chyba glodowac nie beda). Albo co beda robic Ci co przyjezdzaja pare dni wczesniej, tiaaaa wynajme autokar i urzadze im wycieczke do rezerwatu ptakow na wyspie Karsibor. Grrrrrrrrr To w koncu jest Polskie wesele i owszem bedzie kilka akcentow Angielskich ale przeciez ma byc po Polsku. A poza tym nasi goscie nie maja 5 lat i nie sa po raz pierwszy za granica i z malymi wyjatkami (jak np. babcie) nie bedziemy im chyba organizowac zajec fakultatywnych czy tez sie martwic czy aby dogadaja sie w knajpie jak wyjda na drinka.
W zwiazku z tym, ze w USC nasi goscie sie nie zmieszcza ceremonia bedzie obok, w domu kultury, niestety (mnie to sie tez nie podoba) odpowiednia sala jest dopiero na drugim pietrze i sa tam tylko schody bo to stary budynek (ale odremontowany). Swoja droga jesli ktos nie bierze slubu koscielnego to naprawde ma przesrane znalezc w Polsce odpowiednia sale i jeszcze przekonac urzednika aby wyszedl z USC. Gwen wchodzi i pierwszy komentarz 'Babcia tu nie wejdzie' no chyba szlag mnie trafi. Dodam ze babcia przyleci samolotem, generalnie jest chodzaca i sprawna tylko szybko sie meczy. Ale to przeciez nie problem, bedzie miala ze soba wozek to ja chlopaki wciagna albo sobie babcia odpocznie na kazdym pol pietrze. Kurde, a nie 'babcia tu nie wejdzie' i koniec.
Pewnego dnia zrobilo sie juz niemilo bo normalnie nie moglam zdzierzyc tych wszystkich komenatrzy, watpliwosci i pytania mnie o to samo 5 razy. Ja wiem, ze to wszystko sa tylko drobiazgi. Skonczylo sie ta tym, ze Gwen dostala adres mailowy mojego taty i ma przykaz kontaktowac sie z nim bezposrednio. Hawk!

Gwen i Jon zrobili wielkie oczy widzac haldy sniegu na miescie a mimo to wszystko funkcjonuje, szkoly otwarte, autobusy i samochody jezdza itd. :))))) Mnie natomiast po raz kolejny rozwalila Polska zaradnosc. Otoz pojawil sie nowy gracz na rynku uslug pocztowych. Radzi sobie swietnie z monopolem Poczty Polskiej na przesylki do 50 g. Po prostu do kazdego listu dokleja metalowa plytke, list wazy wiecej niz 50 g i juz mozna go wyslac za ich pomoca, i w dodatku taniej. Tylko Polak tak potrafi :)))))

Zalatwilismy duuuzo spraw, mialam zrobione trzy probne fryzury (do zadnej nie jestem jeszcze przekonana ale im dalej tym bylo lepiej), moza zobaczyc je na wloczkowym blogu, bylam u kosmetyczki, mialam probny makijaz, rozmawialismy z kamerzysta, orkiestra, studiem fotograficznym, bedziemy miec tez barmanow, kolorowe koktajle i pokaz barmanski :) Zarezerowalismy tez z Jonem apartament na trzy noce (wliczajac w to noc poslubna).
Na dniach bedziemy tez rezerwowac nasza podroz poslubna :)))) Wyglada na to, ze zamiast na Kube polecimy jednak do Meksyku. Ufff to tyle o slubie.

Po tym calym stresie i wojarzach dobrze bylo wrocic do domu. Oczywiscie juz nastepnego dnia Gwen dzowni z kolejnymi pomyslami na slub i wesele. Email do tatusia prosze!!!! Zdecydowanie potrzeba mi wiecej cierpliwosci i tolerancji, gdzie to sprzedaja?
W domu fajnie, nikt mnie nie molestuje :) Wczoraj zapisalismy sie z Jonem na silownie, na razie tylko na dwa miesiace do slubu aby sie troche 'odfaldkowac' Jon powinien zrzucic troche brzuszka a ja nieco wysmuklic ramiona. Poza tym od przyjazdu staramy sie jesc lepiej, tzn. zadna dieta ale nie pijemy coli, nie jemy pizzy ani czekoladek.

Chyba juz o tym pisalam. Jon pracuje dla Sainsburego i jest odpowiedzialny za 'male urzadzenia domowe' jego sekcja to wszelkie golarki, depilatory, szczoteczki do zebow, prostownice do wlosow itd. Przed swietami przyniosl do domu mnostwo tego typu urzadzen wiec jestem obstawiona na wszystkich frontach. Przedwczoraj zapytalam czy nie moglby przyniesc takiego miksera co sie w reku trzyma, kiedys taki mialam ale zaginal w akcji. Jon wrocil wczoraj z pracy, z.... odkurzaczem. hehehe no to mamy dajsona o takiego: http://www.dyson.co.uk/store/product.asp?product=DC14-ALLFLOORS-IRWH
Za totalna darmoche jak to mawi Owsiak. Generalnie raz nasza wsplokatorka miala taki odkurzacz i bardzo go nie lubilam. Jest ciezki i zle sie nim manewruje (co prawda ma on z tylu normalna rure i rozne nasadki jak normalny odkurzacz). Nie bylam wiec bardzo zadowolona. Odkurzacz jest ciezki i ciezko sie nim manewruje ale prawda jest taka ze skubany odkurza jak burza. Przelecialam nim po moim pokoju (moj pokoj to ten gdzie sie ucze) i od razu zmaksowalam pojemnik na kurz. Bynajmniej nie dlatego ze byl syf ale nasz dotychczasowy odkurzacz po prostu tak nie czysci. W sumie wiec jestem z tego smoka zadowolona. A mikser mam obiecany :)

piątek, 5 lutego 2010

Wkurzona

He he he zaczynam sie dopatrywac pewnej metody w tym jak tytuluje moje posty. Nic to.

Jestem dzis na uniwerku, po raz pierwszy od ponad tygodnia. Siedze dzis tutaj do pozna bo az do 18:00 (a jeszcze do domu musze dojechac) wiec wyjatkowo zachcialo mi sie zjesc dzis cieply lancz. na kampusie jest kilka barow itp. ale niestety wszystkie zamykaja sie o 14:00 a ja poszlam na takie jedno seminarium (oszczedze Wam o czym bylo), ktore sie przeciagnelo i bylam wolna dopiero o 14:30. Jeden bar zamyka sie dopiero o 15:00 wiec szybciutko tam poszlam aby cos przekasic a ten tez zamkniety. Wkurzylam sie..... ten bar jest w rejonie gdzie urzeduja licencjaci a ja wole sie od nich trzymac z daleka.
Wyslalam maila do szefa kateringu, ze jem kanapke z szynka i musztarda zamiast jakiegos fajnego cieplego posilku. Przyszla mi zwrotka, ze mail nieaktualny...... grrrrrrr grrrrr grrrr

Za niecala godzine mam laborki z pierwszoroczniakami. Moje pierwsze zajecia!!!! raport za jakis czas bom zajeta niezmiernie a potem jade do Polski na prawie dwa tygodnie (zalatwiac wiele, wiele, wiele, wiele i jeszcze wiecej slubnych formalnosci).

poniedziałek, 1 lutego 2010

Naiwna

No dobra. To jest moje ostateczne rozliczenie sie z malym slubnym koszmarem, ktory mnie meczyl od kilku dni.
Male dziewczynki marza o swoim slubie, o pieknej bialej sukni, o tym jakie beda kwiaty, ze wszystko bedzie takie piekne, perfekcyjne, najpiekniejszy dzien w ich zyciu, latajace golabki itd. Ja uswiadomilam sobie, ze moim marzeniem bylo, aby cala moja rodzina usiadla przy weselnym stole. Rodziny troche jest aczkolwiek niestety cala rodzina jest daleko. Babcia i dziadek mieli sporo rodzenstwa a pochodza spod Czestochowy i tylko dziadek chcial byc marynarzem i wyemigrowal nad morze. Reszta osiedlila sie w Krakowie, Opolu, Katowicach, Czestochowie.

Swego czasu prawie w kazde wakacje jak tata wracal z morza jechalismy na rajd po rodzinie, kawa u jednej cioci, obiadek u drugiej, nocleg u prababaci na wiosce itd. Czasem rodzina odwiedzala nas w Swinoujsciu (w koncu mamy duzy dom prawie nad samym morzem) ale przez ostatnie pare lat kontakty jakby nieco ustaly. Ale... nikt sie z nikim nie poklocil o spadek, pieniadze itd. Nikt na nikogo sie nie obrazil. Ot, samo zycie, kazdy zyje szybciej, ma swoje sprawy odleglosc robi swoje itd. W takiej sytuacji bylam pewna, ze rodzinka sie zbierze i przyjedzie na moj slub w celu odgrzania rodzinnych wiezi. Owszem, spodziewalismy sie ze niektore ciocie nieco juz schorowane byc moze nie dadza rady ale przeciez w miedzyczasie wyroslo mlode silne pokolenie... no tak.

Zaczelo sie od mojej cioci, ktora uznala, ze to jest fair aby na nasze zaproszenie odpisac (bardzo niechlujnie zreszta) na Naszej Klasie. Generalnie chyba aby uniknac rozmowy (aczkolwiek adres mailowy tez w zaproszeniu byl). Malo tego, zaproszenie wyszlo oficjalnie od moich rodzicow (Angielska tradycja ktora mi sie bardzo podoba) a ciocia napisala do mnie. Bardzo, bardzo sie zdenerwowalam. Odpisalam Cioci co na ten temat mysle, uprzejmie aczkolwiek stanowczo.

Jakies 60% sie do nas odezwalo i jakies 40% przyjedzie. Na reszte jeszcze czekamy aczkolwiek zaczynam watpic czy zaszczyca nas jakakolwiek odpowiedzia. Fakt wszyscy przyjaciele sie odliczyli, znajomi ze studiow... mamy przyjaciol, ktorzy przylatuja z Norwegii, Grecji, kuzyn leci z Berlina ale dla niektorych przyjazd z Czestochowy to za daleko.

Wiele osob mnie pociesza, ze chrzanic rodzine, ze ludzie sa rozni itd. Ja wiem, ze nie kazdy jest taki jak ja, nie kazdy szanuje rodzinne wartosci itd. Tak naprawde to jestem zla sama na siebie, bo zaprosilam wszystkich i teraz na wlasne oczy moge sie przekonac kto ma mnie w dupie. I to jest przykre. Sama sie wystawilam. A ja naprawde do tej pory lubilam i wierzylam w cala moja rodzine. W zasadzie to troche mi teraz glupio bo 30 prawie na karku a taka bylam naiwna.

Nic to, wyzoladkowalam sie. Mam nadzieje, ze podejscie niektorych czlonkow rodziny nie zepsuje mi Naszego dnia, nie bede wyczekiwac telegramow i poczty kwiatowej zamiast cieszyc sie tymi, ktorzy przyjechali, ktorym na mnie zalezy :)