środa, 23 grudnia 2009

Dziekujemy za korzystanie z uslug Ryanair

Wczoraj miala przyleciec do mnie mnie moja mama na swieta, miala bo nie doleciala ale od poczatku.
Jaka jest pogoda kazdy widzi, media bija na alarm, pociagi nie chodza, samoloty nie lataja, drogi zasypane itd. Mama miala leciec wczoraj, ladowac na Stansted o 16:35.

Od rana zamienilam komputer w stacje monitorujaca: autostarada M40, M25 i M11, lotnisko w Stansted, tablica odlotow i przylotow on-line, zapisalam sie rowniez na serwis smsowy z apdejtami odnosnie mamy lotu i non stop strona Ryanair.

Drogi wygladaly dosc przystepnie ale i tak zapakowalam dwa koce do samochodu, zatankowalam do pelna i naladowalam telefon. Zadzwonilam nawet do Goleniowa czy tam wszystko ok. Monitorowalam nie tylko lot mamuski ale i lot z Londynu do Goleniowa (ten, co mial potem zabrac moja mame spowrotem).

Samolot ten wystartowal z Londynu z godzinnym opoznieniem ale lecial, byl w powietrzu wiec juz nie ma wala, wiedzialam o ktorej wyladuje. Dalam mamie znac ze samolot juz do niej leci a ja wsiadlam do auta (dwie godziny zapasu tak na wszelki wypadek).

Ja juz doejzdzalam do Stansted (po dwoch godzinach jazdy) dostalam smsa: FR2466 stasted-szczecin has been diverted to schonefeld. ETA schonefeld 15:01. Thank you for using the Ryanair flight update service.
Czyli samolot ktory juz lecial i mial zabrac moja mame ze Szczecina nie dolecial i wyladowal w Berlinie..... No to chyba nie musze mowic w jakim bylam humorze??

Postanowilam dojechac na lotnisko i rozeznac sie w sytuacji. Mamaw tym czasie zostala po srodku haosu w Goleniowie, ustawila sie grzecznie do dlugiej kolejki gdzie przebukowywali bilety.

Ja na lotnisku nawet nie probowalam sie dostac do biurka Ryanair bo wczoraj odwolali chyba z 60 lotow wiec nawet nie chcialam patrzec w tamta strone. Zamiast tego rozbilam oboz z moim laptopem i niezaleznym zrodlem Internetu ;) Najpierw podjelam probe przebukowania mamuski na Wigilie on-line ale ciagle wyskakiwal mi jakis blad. Zadzwonilam wiec na infolinie Ryanair (bez wiekszych nadziei bo wiadomo jaka jest sytuacja) i po tylko 7 minutach czekania odezwala sie jakas Pani w ciagu 3 minut przebukowalam mame na 24, mama podala mi haslo do swojego maila odebralam potwierdzenie po czym kazalam jej wyjsc z tej kolejki. Nie musze chyba mowic, ze podczas mojej 20 minutowej operacji kolejka w Goleniowie nawet nie drgnela.

W zwiazku z tym, ze mama nie ma w domu wody (zamarzly rury, dluzsza historia) to ewakuowala sie do przyjaciol, ktorzy mieszkaja w pieknej wiosce Kodrab :) tam czeka na czwartkowy lot. Ufffff!

Jesli moja mama nie doleci w czwartek to beda to bardzo smutne swieta, szczegolnie dla niej bo jest sama :( Mam nadzieje ze pojedzie do wujka do Szczecina. Inna opcja, ze moze wtedy przyleci do nas na sylwestra bo jesli lot znow odwolaja to znow bedzie mogla go przebukowac.

Trzymajcie kciuki aby udalo jej sie doleciec.

środa, 9 grudnia 2009

Fajnie jest byc milym czasem

Wstalam dzis o 5:30, po 6:00 bylam juz w samochodzie do Southampton. Dojechalam na Campus o 8:30 akurat na otwarcie biblioteki. W bibliotece kawiarnie otwieraja dopiero o 9:30 a do innych bylo mi nie po drodze. Jak juz szlam do swojego biura to w kawarni ktora mijam byla maheim (znaczy sie kolejka niesamowita) wiec odpuscilam,
Tym sposobem do 10:50 nie wypilam kawy. Znalazlam jakas nowa kawiarnie, kolo teatru uniwersyteckiego, w ktorej bylo pusto. Zamawiam latte, place £2 i czekam. Czekalam 20 minut i w koncu nie wytrzymalam. Przy autmacie do parzenia kway stal koles, ktory na oko wygladal normalnie ale jestem pewna, ze byl mentalny bo jeszcze nie widzialam aby ktos tak wolno robil kawe. W ciagu 20 minut zrobil 6 kaw!!!!!!!!! Jak sie okazalo wszystkie dla osob, ktore juz siedzialy na sali. Nie wytrzymalam, nabzdyczona powiedzialam Pani na kasie co sadze na ten temat. Dziewczyna zachowala sie fair bo zwrocila mi pieniadze i zaproponowala kubek normalnej kawy (znaczy sie z filtra z mlekiem) i zajelo to 30 sekund (kawa byla gratis).

Kawa smakowala lepiej niz latte i chyba juz tylko taka kawe bede zamawiac. Po wypiciu kawy nieco sie uczlowieczylam i pomyslalam sobie, ze przeciez dziewczyna nie jest nic winna ze kawe robi jakis koles z problemem mentalnym.

Podeszlam wiec do niej, przeprosilam i zaoferowalam ze jednak zaplace za ta kawe. Ona powiedziala ze jest cool, ze ona rozumie i nie ma sprawy. No i czuje sie fajnie, ona pewnie tez sie czuje fajnie, ja moge tam jeszcze pokazac swoja twarz nastepnym razem i wszystko gra. :)))

sobota, 14 listopada 2009

Zaproszenia

Ten tydzien potoczyl sie zdecydowanie lepiej. Zostal w zasadzie zdominowany przez studia i tylko piatek zostal poswiecony na sprawy slubne, zreszta jak i cala sobota. W piatek caly dzien tworzylam nasza slubna strone internetowa. Adres strony podany jest w zaproszeniach co by Angielscy goscie wiedzieli, gdzie lezy Swinkowo, jakim samolotem maja leciec, gdzie maja spac itd. Dzis konczylam strone i dodalam informacje o tym, jak wyglada polski slub, tradycje itd. Narobilam sie nad ta strona jak nie wiem ale mam nadzieje, ze dzieki temu unikniemy wielu pytan. Gdyby tak jeszcze Gwen (tesciowa) mogla sie wyluzowac eh. Wiem, ze ona chce dobrze ale jest poprostu mistrzynia w upierdliowsci. Dzwoni z kazda bzdura i to nie raz, ale trzy razy.... ugh

W srode przyszly tez zaproszenia (na zyczenie Agatka pokazuje):

W sumie zamowilismy 5 roznych wzorow do samodzielnego zlozenia:

Od lewej: moj wzor, wzor Billa (tesc), moj wzor

od lewej: wzor Jona i wzor Gwen (ktory w rzeczywistosci chyba najbardziej mi sie podoba)
Agatku, ja tez myslalam, ze zrobienie zaproszen wlasnorecznie to bedzie frajda bo lubie robic takie rzeczy ale w polowie juz wysiadlam. Wszystkie dzisiaj zlozylismy, zajelo nam to ze 4 godziny. A jeszcze jutro musze je wszystkie wydrukowac. Ciesze sie, ze wszystkie sa juz zrobione. To sa zaproszenia dla Angielskich gosci.


Przyszly tez probki zaproszen z Polski (te beda juz zamawiane gotowe). Bylam bardzo zdziwiona bo przyslali mi wiecej niz chcialam (zamowilam 4 wzory) do Anglii i to wszystko za darmo. Tutaj za probki kaza sobie placic i za przesylke tez. Spodobal mi sie jeden wzor ale musze go teraz odeslac do mamuski do akceptacjii.

W zeszly weekend bylismy w Londynie i zamowilismy rozkladana kanape do pokoju goscinnego. Wyglada tak:


Tylko nasza bedzie w szarosciach. Juz sie nie moge doczekac. Ciesze sie, bo mamuska bedzie miala gdzie spac jak przyjedzie.

piątek, 6 listopada 2009

Tydzien mi sie rozlazl

Uffff! Piatek jest a mnie ten tydzien jakos przelecial nie wiadomo kiedy. Malo nauki wykonalam. Za to jestem mistrzynia w wypozyczaniu wlasciwych ksiazek, drukowaniu notatek, wyszukiwaniu artykulow w Internecie i wkladania tego wszystko w odpowiednie foldery. Na tym moje studiowanie sie konczy jak na razie :((

W poniedzialek jeszcze sporo zrobilam. We wtorek bylam na uniwerku i mialam spotkanie z promotorem. Pochwalil mnie, to dobrze. Sroda wogole przeciekla mi przez place tzn. bylam u fryzjera, na miescie, napisalam tekst zaproszen na slub w obu jezykach itd. W czwartek wstalam grzecznie o 5:30, pojechalam na uniwerek znowu sporo zrobilam, poszlam na dwa wyklady, zapoznalam nowych ludzi i wogole git. Wrocilam do domu, wysprzatalam w aucie (zmienilam wycieraczke pasazera, dolalam plynu do spryskiwaczy) i zrobilam pyszna kolacje dla Jona. Dzis jest piatek a jedyne co zrobilam do oddalam samochod na przeglad i odebralam samochod z przegladu. Odpowiedzialam na pare maili i tyle. :( Czuje sie bardzo bezuzyteczna.

Za dwa tygodnie bede jechac do Yorku, do starej pracy. Bede przez dwa dni tlumaczyc Pam, mojej zastepczyni, jak obslugiwac dane z moich badan. Dobrze, ze mi to wpadlo bo kasa zdecydowanie sie przyda.

Zapisalam sie w paru agencjach pracy bo szukam jakiejs dodatkowej roboty. Jon najchetniej chcialby mnie miec wieczorami w domu wiec szukam czegos w ciagu dnia, w te dni kiedy nie jestem na uniwerku. Daja mi raczej mala szanse na znalezienie takiej roboty. Poza tym w Banbury jest z praca bryndza, w kazdej agencji jakiej bylam maja po maximum 10 ofert. Ale moze byc tak, ze wogole pracy nie bede potrzebowac. Akademia podpisala ze mna kontrakt i jesli tylko dadza mi jakas robote to troche grosza zarobie. Poza tym, od przyszlego semestu byc moze bede uczyc. No dobra, uczyc to moze za duzo powiedziane. Bede pomagac pierwszoroczniakom podczas ich laborek. :)

Bomba pt. slub zaczyna cykac. Gwen (tesciowa) juz doprowadza mnie do szalu swoimi pytaniami. Np. A jak moja mama (Pani 87 lat) przyjedzie w piatek, dzien przed slubem to gdzie ona bedzie jadla kolacje? Tak, slub jest 1 maja 2010 i jak widac to jest najwazniejsze pytanie. Nie jestem w stanie z polrocznym wyprzedzeniem powiedziec gdzie babcia Fisher bedzie jadla kolacje. Jeeeeejku.....

Na razie skladamy do kupy zaproszenia. Do Angielskiej czesci gosci, po Polskie zaproszenia wyslemy dopiero w lutym. W zasadzie to jestem w fajnej sytuacji bo moge wybrac dwa rodzaje zaproszen :) Jak wyslalam mamusce tekst polskiego zaproszenia to sie poplakala :)

Oprocz tego Ryanair opublikowal juz loty na kwiecien/maj. Okazuje sie, ze jest lot do Szczecina ale dosc drogi wiec kombinujemy z Berlinem. Chodzi o to, zeby jakis jeden lot zrobic naszym 'oficjalnym' slubnym lotem i pod ten lot postawimy jakis autokar dla gosci. A jak ktos chce innym samolotem przyjechac to musi transport zalatwic sam. Ufff, Gwen mnie meczy tez o te loty. Ona traktuje swoich gosci jak przedszkole. Wszystko chce za nich zalatwic i oczywiscie nie bez konsultacji ze mna wiec jestem zaangazowana w bukowanie biletow dla calej rodziny. Cos czuje, ze ten weekend (jedziemy do nich z wizyta) bedzie super fun!!! Nie moge sie doczekac.

Jon zamowil broszury z Virgin i planuje nasza podroz poslubna. On chce koniecznie jechac na Floryde to wszystkich tych parkow rozrywki a ja nie bardzo. Nie za bardzo lubie Ameryke (bazujac na dwoch wizytach w Nowym Orleanie 18 lat temu) ale musze przyznac, ze jemu bardzo zalezy wiec chyba bede musiala isc na kompromis.

Mam tez nowa fryzure, troszke krotsza, wlosy sa w jako takim ladzie ale dalej wylaza. Na razie lykam tabletki i zmienilam szampon. Zobaczymy...

niedziela, 1 listopada 2009

Na studiach

Jak jest na studiach? W zasadzie to fajnie. Jestem zaskoczona o ile lepiej traktuje sie doktorantow niz magistrow (za licencjatow nie moge mowic). Po pierwsze mam swoje biurko (do wylacznej dyspozycji), na nim komputer (podlaczony do drukarki, gdzie moge drukowac do woli i za darmo), szafke (na wiszace teczki) i regal na ksiazki. Mam tez limit 1000 kopii na ksero (na rok akademicki). Na campus jezdze dwa razy w tygodniu ale musze wtedy wstac o 5:30 rano (bo wyklady mam o 9:00).
Droga nie jest taka zla. 30 km autostrada, 100 km czteropasmowka i kolejne 20 km autostrada. Jeszcze (odpukac) nie przydarzyl mi sie zaden powazny korek. Trasa zajmuje mi 1 godzine 30 minut. Podjezdzam na parking, zostawiam auto (kolo lotniska) i na sam campus dojezdzam autobusem (kolejne pol godziny). Czyli od drzwi do drzwi w 2 godziny. Dwa dni w tygodniu mozna wytrzymac. Zreszta to tylko w semestrze bo kiedy nie ma zajec bede tam pewnie tylko raz na tydzien. :)
Zakupilam sobie kubek termalny na poranna kawe i fajny plecak (myslalam, ze obszerna skorzana torba wystarczy ale jednak plecak bedzie duzo bardziej praktyczny do noszenia ksiazek). Wogole to musialam sie niezle wyposazyc do roli studenta. Zostala mi jeszcze do dyspozycji karta prezentowa do Borders (ksiegarnia), ktora dostalam na pozegnanie z pracy i mama zamiar zaopatrzyc sie tam w nowe notatniki, ale to w Southampton bo w Banbury nie ma tego sklepu :(.

W te dni kiedy siedze w domu, staram sie czytac i generalnie uczyc. Zapisalam sie na trzy zajecia (jako wolny sluchacz wiec nie musze zdawac zadnych egzaminow) i z tym tez mam troche roboty. W tej chwili czytam sporo artykulow aby jakos dojsc do tematu mojej pracy doktorskiej. Ufff, ciezka to robota ale zaczynam chyba widziec swiatelko w tunelu. We wtorek mam drugie spotkanie z promotorami i wypadaloby zaprezentowac jakies pomysly. Poza nauka gotuje i jezdze na zakupy aby wogole nie zwariowac. Ale staram sie siedzec nad ksiazkami 5 godzin dziennie.

Boje sie ze niedlugo zaczne sie slimaczyc po domu w pizamach caly dzien. Na razie staram sie wstawac przed 8 i brac prysznic, kawa i do dziela. Chcialabym tez zaczac biegac rano. Na razie brakuje mi silnej woli i musze cos zaczac robic ze soba bo to tylko dwa tygodnie a juz czuje jak gnusnieje.

Rozgladam sie tez za jakas dodatkowa praca aby podreperowac moje finanse. Niedlugo powinien przyjsc moj kontrakt z Yorku a poza tym szukaja doktorantow aby pomoc pierwszoroczniakom. Dostalam maila, odpisalam w trybie natychmiastowym i od tygodnia cisza. Argh!!!!! Mam nadzieje, ze w tym tygodniu sie cos ruszy.

Poza tym temat planowania slubu znow pokazal sie na horyzoncie. Musimy niedlugo wyslac zaproszenia wiec cos wypada wreszcie wybrac. W nastepny weekend jedziemy do tesciow i bedziemy sprawe finalizowac. Jon tez powoli rozglada sie za nasza podroza poslubna. On koniecznie chce jechac na Floryde i chyba mu ulegne (choc sama chyba bym wolala pojechac do Grecjii - blizej i nie musze sie uganiac za wiza). Ja natomiast rozgladam sie za butami. Spodobaly mi sie takie jedne, ale tak naprawde sa troche 'od czapy' i chyba nie do konca beda sie komponowac z sukienka.

Poza tym dobijaja mnie moje wlosy. W dalszym ciagu mi wypadaja i teraz to juz nie zarty. Lykam tabletki i mam nadzieje, ze sytuacja sie ustatkuje. Poza tym musze je podciac. Generalnie dostaje od nich kota. Nie jestem stworzona do dlugich wlosow oj nie, i nie mam pojecia jaka fryzure bede miala na slubie...

środa, 28 października 2009

Update

Nalezy sie Wam, nalezy. Znow dluuugo mnie nie bylo i niestety powoli staje sie to tradycja. No coz, moze z nastaniem nowego roku akademickiego zaczne pojawiac sie tutaj czesciej. Na usprawiedliwienie dodam, ze blog wloczkowy rowniez haniebnie zaniedbalam.

A teraz od poczatku. Przeprowadzka nam sie udala. Od 26 wrzesnia oficjalnie nie mieszkam juz w Yorku tylko w Banbury. Banbury lezy niedaleko Oxfordu i jeszcze za duzo o tym miescie nie wiem. Mieszkamy na obrzezach, na duzym osiedlu nowowybudowanych domkow i mieszkan. Bardzo mi sie tutaj podoba, na okolo pola i pola ale tez do pubu mamy tylko 5 minut spacerem. W centrum bylam do tej pory tylko raz no i coz... York to to nie jest ale zle tez nie jest ;)

Mieszkanko mamy fajne, dwie sypilanie z czego druga to moj 'gabinet'. Mamy zamiar dokupic rozkladana sofe aby byl to takze pokoj goscinny. Na razie nie moge sie tylko przyzywyczaic do ogrzewania elektrycznego. To jest bardzo dziwny system. Nasze grzejniki 'laduja' sie w nocy kiedy elektrycznosc jest tansza a w dzien to cieplo oddaja. Tyle, ze rano jest dosc cieplo a wieczorem juz jakby mniej (bo grzejniki sie juz wyladowuja). Podobno mozna to jakos regulowac ale ja nie mam o tym pojecia. W lazienkach natomiast mamy takie dziwne farelki pod sufitem, ktore niby teoretycznie maja ogrzac lazienke ale tez jakos mi nie pasuja. Generalnie nie jest fanka ogrzewania elektrycznego (niestety w Banbury w zasadzie wszystkie mieszkania sa ogrzewane ta metoda).

Po przeprowadzce wyjechalam na dlugo oczekiwane wakacje do Grecjii. Ah jak ja nie moglam sie doczekac. Oczywiscie bylo super, malo kiwalo wiec tylko raz mialam chorobe morska i odkrylam tez na nia nowy sposob: siedziec jak najwiecej na pokladzie. Zwiedzilismy bardzo duzo, bylismy na Momenvasii, Krecie, Santorini, Paros, Delos, Kithnos no i w Atenach. Jedno jest pewne starozytne ruiny wcale nie robily na mnie wrazenia natomiast wszystko inne tak. Najbardziej podobala mi sie Momenvasia i Kreta natomiast Santorini (na ktore zawsze chcialam pojechac) raczej mnie rozczarowalo. Wg. zdjec w przewodnikach mialy tam byc same niebieskie domki. To jest propaganda, niebieskie domki byly dwa!!! Zdjecia z wakacji mozna obejrzec tutaj
Jedyne co za bardzo sie nie udalo to fakt, ze zbyt malo czasu spedzilsimy tylko we trojke: tata, mama i ja no ale tak to jest jak ma sie tate skipera.

Wrocilam opalona, wypoczeta i gotowa do akcji. Steskniony Jon odebral mnie z lotniska a w domu czekal bukiet lilli i czekoladki :) Moi rodzice mieli mniej szczescia. Reszta zalogi leciala do Berlina, ich samolot mial startowac pol godziny przed moim ale pilot sie gdzies zapodzial i wylecieli dopiero jak ja juz smacznie spalam w objeciach Jona (tzn. 8 godzin pozniej).

W domu czekalo mnie istne kongo zalatwiania miliona spraw. Zmiana adresu (chyba w 50 miejscach), urzadzanie domowego biura: Internet, linia telefoniczna, kupno drukarki itd. no i sam uniwersytet!!!

Moje nowe biuro domowe wyglada tak:

Prawda ze fajne? Dobrze czuje sie w tym pokoju a to jest najwazniejsze. Najbardziej jestesm zadowolona z drukarki. Po pierwsze drukuje takie zdjecia, ze nie musze juz nic wywolywac u fotografa. Po drugie, udalo mi sie ja podlaczyc bezprzewodowo oznacze to, ze mamy drukarke w domowej sieci i zarowno Jon jak i ja mozemy drukowac ze swoich komputerow :))))

Ufff! No dobra napisalam sie troche. O moich pierwszych dniach na uniwersytecie w nastepnym odcinku.

sobota, 19 września 2009

Jest OK

Uff. Wszystko powoli sie jakos sklada do kupy :) Mieszkanie mamy, to co chcielismy, nasza 'duza' Rozmarynowa. W poniedzialek powinno sie wszystko wyjasnic w sprawie referencji no i w piatek rano Jon bedzie odbieral klucze. Oznacza to, ze wprowadzimy sie przed Grecja bede miala czas aby sie rozpakowac, odnalezc i dopiero wyjechac na zasluzony odpoczynek. Oznacza to tez, ze spakowanie mieszkania jest na mojej glowie (Jon pracuje w ten weekend) i musze to zrobic do piatku rano :) na szczescie ja lubie robic takie rzeczy :)

Podjelismy decyzje ze jednak brak urzadzen kuchennych w mieszkaniu nas tak nie przeraza. Udalo mi sie juz kupic lodowke na ebay-u, z Oxfordu, za calkiem przyzwoite pieniadze. Dzis po sniadaniu jade ogladac pralke, ktorej pozbywa sie znajoma z pracy i nawet obiecala ja za darmoche :) A ze zmywarka to sie poczeka, mam kilka na oku ale moze zalatwie ja dopiero po Grecji. Koszty uzywanych rzeczy sa male wiec jak bedzie sie trzeba przeprowadzic za rok to spokojnie je sprzedam albo wywale i nie bedzie mi szkoda.

Przyszedl tez do mnie mail z potwierdzeniem mojego stypendium. Nie wiem jeszcze ile (generalnie wiem ile ale mialam dostac cos extra) i kiedy ale przynajmniej dostalam juz jakiegos maila w tej sprawie wiec tez jest ok. Poza tym powiedzieli, ze nie musze sie tam pokazac az do powrotu z wakacji :)

W pracy wszystko w porzadku. Mam juz przyrzeczony kontrakt jako konsultant co oznacza ze mala poduszke bezpieczenstwa mam na czarna godzine. W czwartek mielismy male pozegnalne drinki. Wszyscy mi kupowali drinki i pewnie dlatego wypilam 3 mojito i 2 tequile. Wczoraj w zwiazku z tym nie czulam sie zbyt dobrze, ciut zmeczona i jakas taka 'nieswoja' ale jakos dalam rade przepracowac caly dzien. W czwartek tez dostalam pozegnalna kartke i prezenty: torbe na laptopa, notatniki i pisadla z Paperchase i karte na £20 do wykorzystania w Borders (ksiegarnia)!!!! W przyszlym tygodniu jeszcze pracuje, mam kilka rzeczy do skonczenia, musze pokopiowac swoje kontakty, posprzatac biurko itd.

Generalnie wiec nie jest zle i zaczynam widziec swiatelko w tunelu, ba nawet caly reflektor wiec fajnie jest :)

poniedziałek, 14 września 2009

Odchodze od zmyslow

Tak, tak dlugo nie pisalam ale nie bede tu teraz przepraszac i obiecywac, ze teraz to juz codziennie itd. itp. Na blogu jestem bardzo regularnie, tyle ze wloczkowym.

Otoz dzis chce napisac o naszych poszukiwaniach mieszkania w Banbury. Banbury to male miasto niedaleko Oxfordu. Wybralismy je na baze bo Jon ma stad 45 samochodem do pracy w Coventry a ja 1h 40 minut pociagiem lub samochodem do Southampton. Wiem, wiem zaraz powiecie ze zorganizowalam sobie niezby dobry deal. Ale chodzi o to, ze Jon musi dojezdzac codziennie a ja, jak szczescie dopisze to tylko dwa razy w tygodniu.

4 wrzesnia pojechalismy do Banbury ogladac mieszkania. Na liscie mielismy ich 7, obejrzelismy 6. Generalnie oprocz jednego, ktore bylo zdecydowanie za male, wszystkie miszkania byly ok. Zakochalismy sie bez pamieci w jednym takim mieszkaniu na ulicy Rozmarynowej :) na nowym osiedlu malych domkow i mieszkan, nowoczesnym, na okolo pola i zapach farmy :) W zanadrzu mielismy jeszcze mieszkanie w centrum, rowniez w nowym bloku po srodku starych domkow, niedaleko parku itd. Ale zdecydowanie Rozmarynowa skradla nam serce.

Problem w tym, ze to mieszkanie na Rozmarynowej mialo 'maly ' feler. Obecny wlasciciel zalegal z oplatami wiec bank jest w trakcie przejmowania tego mieszkania. Agencja (numer 1) lojalnie nas o tym fakcie uprzedzila i powiedziala, ze w ciagu tygodnia sprawa powinna sie wyjasnic. Postanowilismy wiec podjac ryzko i poczekac. W srode, 9 wrzesnia okazalo sie, ze sytuacja z Rozmarynowa sie raczej komplikuje niz wyjasnia wiec dalismy sobie spokoj. W miedzyczasie nasze 'zapasowe' mieszkanie sie wynajelo i zostalismy w punkcie wyjscia.

Sprawa nie wyglada rozowo bo nasz plan wyglada nastepujaco:

25 wrzesnia (piatek) ostatni dzien w pracy
26 wrzesnia - 01 pazdziernika przeprowadzka
02 - 17 pazdziernika wakacje w Grecjii
19 pazdziernika zaczynam studia

A tu nie mamy mieszkania... :(

W zwiazku z nasza nowa odkryta namietnoscia do Rozmarynowej znalezlismy podobne mieszkania na tej samej ulicy. W czwartek, 10 wrzesnia, Jon pojechal obejrzec podobne mieszkanie. Taaaa, dwa razy mniejsze za £25 funtow wiecej miesiecznie. Jutro Jon ma ogladac inne mieszkanie, podobno wieksze (niz to drugie) ale tez ciut mniejsze (niz to pierwsze) rowniez za £25 funtow wiecej. Ale, ale.... to mieszkanie jest dopiero dostepne od 31 pazdziernika co nieco komplikuje sprawe bo naprawde chcialabym sie przeprowadzic przed wyjazdem do Grecji.

Dzis rano wchodze na rightmove i co widze? 'Nasze' mieszkanie na Rozmarynowej z Agnecja numer 2. SZOK!!! No to lapie czym predzej za telefon i rozmawiam z niejakim Johnem (ktory potem okazal sie w sumie chujem).

Ze zdjec widze jak w morde, ze to jest 'nasze' mieszkanie. Pytam sie go grzecznie, czy to jest to mieszkanie co bylo do niedawna z Agencja numer 1 i czy bylo ostatnie przejmowane. John na to, ze 'NIE'. (aha, jasne). Pytam sie wiec o numer mieszkania, 48 (chyba nie musze pisac, ze numer mieszkania tez sie zgadza, nie tylko zdjecia). No wiec juz mnie facet podkurwil bo wiadomo ze klamie.

Na zdjeciu kuchnia jest ogolocona ze wszelkich sprzetow (jak bylam w tymi mieszkaniu ostatni raz to jeszcze pralka i lodowka byly na miejscu). Pytam sie wiec Johna czy sprzety te beda tam wstawione. On, na to, ze NIE i ze zmywarka jest zadko dostepna w tego typu mieszkaniach (oczywscie wszystkie mieszkania jakie ogladalismy mialy zmywarke, a John zapomnial o lodowce i pralce, ktore to juz naprawde wszedzie sa w standardzie). No i w zasadzie nasza rozmowa sie skonczyla.

Nie wiem co mam zrobic. Chce negocjowac czynsz aby troche spuscili (czynsz jest taki sam kiedy to mieszkanie bylo w pelni umeblowane) a ja sobie te sprzety wynajme ale cos czuje, ze John specjalnie nie ma ochoty ze mna rozmawiac na ten temat. Uffff!!!! Gra jest warta swieczki bo jezeli opuszcza te marne £25 z czynszu to mamy 'swoje' mieszkanie, wprowadzamy sie kiedy nam pasuje, w cenie (bo trzeba wynajac pralke itd.) tej samej co to drugie mieszkanie, ktore ma Jon ogladac jutro. Ufffff! Ufffff! Uffff! Siedze wiec w pracy i sie nakrecam, nie moge sie zkupic na robocie i tak, wlasnie tak to jest.....

środa, 6 maja 2009

Ale mialam podroz

Southampton jest daaaaaaleko od Yorku.

Witajcie w Maju. Wreszcie doczekalam sie rozmowy w sprawie doktoratu. Cztery godziny w pociagu zostaly nagrodzone ciekawa rozmowa z trzema profersorami. Rozmowa byla bardzo stymulujaca. generalnie dowiedzialam sie, ze jestem jedyna, ktora zaprosili na rozmowe. Pytali dlaczego chce robic doktorat, jakie sa moje zainteresowania itd. Generalnie chodzilo o to, aby sprawdzic czy nasze zainteresowania sie pokrywaja i czy sie 'nadaje'. Co do wynikow rozmowy to bede wiedziala w tym tygodniu.

Droga powrotna byla ciekawa szczegolnie, ze dzielilam metro z fanami Arsenalu :) Na King's Cross wpadlam w ostatniej chwili aby zlapac 18:00 do Yorku ale okazalo sie, ze moj bilet nie jest wazny przed 19 (w pociagu o 19:00 mialam miejscowke). Wkurzylam sie, bo musialam czekac godzine. W zwiazku z tym ze moja stacje zawziecie remontuja udalam sie na St Pancras w poszukiwaniu miejsca aby sie zadekowac. Ide, ide, ide az wreszcie moim oczom ukazal sie taki widok:To jest wypasiony bar sushi. Ucieszylam sie jak dziecko bo jestem wieeeeeelka fanka sushi. Napilam sie wiec zupy miso (lubie cieple na zoladek szczegolnie ze caly dzien na kanapkach bylam) i zjadlam 5 kawalkow nigiri. Pycha!!!!! Znalezisko to poprawilo mi wiec humor i cos czuje, ze bede tam stalym gosciem przy okazji wizyt w Londynie.

Do domu dotarlam po 21 :( ubita jak kon po westernie. Ale warto bylo. Zlozylam tez aplikacje o prace w Southampton, na drugim uniwerku i licze na to ze zaprosza mnie na wywiad wiec pod koniec miesiaca ewentualnie czeka mnie powtorka z rozrywki :)

W domu po staremu. Glenna juz nie ma wiec jestem pania na wlosciach. Ich sypialnie przerobilam na studio fryzjerskie (Jon jest w tym tygodniu w domu bo odrabia pracujacy weekend wiec nie budze go rano suszara) i 'blokowarnie' wyrobow druciarskich :) Fajnie jest miec taki extra pokoj w mieszkaniu i w dodatku z lazienka. :)))

W pracy duzo duzo sie dzieje. Jestem odpowiedzialna za konferencje (ogolnokrajowa) ktora ma sie odbys 2 czerwca a na razie mamy 8 (slownie osiem) uczestnikow. Grrrrr. Wyslalismy wici, zobaczymy. Cos czuje ze bedziemy musieli ja odwolac co akurat bardzo mi sie usmiecha wiec mam nadzieje, ze do 20 maja nie zbierzemy wymaganego minimum 50 osob.

środa, 29 kwietnia 2009

Kolejny pasjonujacy tydzien

W piatek musialam wziac wolne aby dokonczyc sprzatanie mieszkania. Pewnie sobie pomyslicie, ze mam syf czy cos. Ale nie. Generalnie musialam wiele zeczy przearanzowac, a poza tym poprostu odswierzyc wszelkie powierzchnie plaskie. W koncu do zrobienia mialam salon z kuchnia (ooogromny), sypialnie i lazienke (tez nie mala) i korytarz. Do 3 w piatek sie uwinelam, dwa zbiorniki w odkurzaczu zapelnilam. Tak to jest jak ma sie wszedzie dywany. Dobrze, ze nie jestem alergikiem (no przynajmniej nie na kurz).

Ali i Jon wrocili i od razu wybyli na wielka impreze pozegnalna wiec w piatek siedzialam sama ale nie mialam nic przeciwko temu. Moglam sie nacieszyc chatka. W sobote rano zdjecia zostaly zrobione i teraz moge balaganic od nowa :). W sobote wybralismy sie na zakupy i kupilam sobie po przecenie fajna sukienke, taka imprezowa bo zbliza sie komunia Jasia, slub Szymona i slub Tracy wiec bedzie jak znalazl.

Z Leeds sie nie odezwali, rozmowy maja by w piatek wiec raczej juz sie nie odezwa. Szkoda, bo to bylo 40 kawalkow ale spoko. Sa jeszcze dwie inne opcje no i spotkanie w sprawie doktoratu juz za tydzien w Southampton.

Wczoraj tez negocjowalam z Chinami. Otoz moi rodzice 5 maja obchodza 30 rocznice slubu. Ojciec juz zamowil u mnie zorganizowanie bukietu 30 roz. Z Chinami, a dokladnie z Chinskim agentem statku (bo Ojciec wlasnie tam teraz jest) negocjowalam ja. Przyniesli mu na statek bukiet 30 roz, a co. Byl nieco zaskoczony. Co prawda nie tak jak 5 lat temu, kiedy przyniesli mu 25 roz w Ameryce Poludniowej ale zawsze :)))) Ja natomiast bylam pod wrazeniem 'obslugi' bo kwiaty dostal szybciej niz w Interflorze hehehe.
Prosze bardzo, nawet zdjecie dostalysmy. Szczesliwy Pan Kapitan :)

W pracy sporo sie dzieje. Na poczatku tygodnia sie stresowalam ale dzis juz spoko bo powoli przeczloguje sie przez najwazniejsze sprawy. Mam o czym myslec i chcialabym sobie 'stresa' wylaczyc choc nie do konca daje rade.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Wiosenne porzadki

Ali jednak kranow nie zabrala ze soba, zostawila tez umywalke :) Jak weszlam w poniedzialek do mieszkania to wygladalo jakby sie do nas ktos wlamal. Od poniedzialku wiec sprzatam jak glupia i powoli, niestety bardzo powoli sie rozjasnia. Ten tydzien mija w zastraszajacym tempie.
Udalo mi sie juz wysprzatac caly salon, pukladac wszedzie DVD, zorganizowac sobie prawdziwy kacik druciarski, przebic sie przez tone listow i dokumentow lezacych na komputerowym biurku itd. Dzis mam w planach kuchnie (kuchnia juz zorganizowana tylko musze ja nieco wysprzatac, umyc kuchenke, zlew, blaty itp.) i sypialnie a jutro mam nadzieje lazienke. W sobote ma przyjsc ktos z agencji mieszkaniowej zrobic zdjecia a potem juz moge na nowo balaganic :)

W miedzyczasie wyslalam jedna aplikacje o prace a do 1 maja wysle jeszcze dwie. Zobaczymy czy zaczne jezdzic na wywiady. Najbardziej to bym chciala dostac te robote w Leeds (aplikacja juz wyslana) bo duzo wiecej kasy i najwieksza zmiana, jesli chodzi o profil pracy - pozegnalabym sie z wyzsza edukacja - no ale zobaczymy. Oprocz tego na parapecie (na pulkach sa same DVD) pasa sie ksiazki, ktore powinnam przejrzec do doktoratu. Drutowo jestem w dupie co mnie troche martwi. Blog tez stoi odlogiem no bo nie mam sie czym chwalic ale w ten weekend powinnam nadgonic.

Co do Chrisa samochodu to rozkraczyl sie zupelnie. Pani z Forda zadzwonila do mnie z informacja, ze to nie tylko skrzynia biegow ale i chamulce i ze naprawa to tysiace funtow wiec sie chyba nie oplaca (bo auto nie jest az tyle warte). Chris nie dzwonil do mnie od poniedzialku wiec nie mam pojecia jakie ma plany.

Mam tez ambitne plany zrzucic pare kilo przed rodzinna impreza (komunia mojego chrzesniaka) w polowie maja ale na silowni juz drugi miesiac mnie nie widza. W przyszlym tygodniu, jak uporam sie z mieszkaniem musze znalezc czas aby sie tam wreszcie udac.

Jestem bardzo zajeta i wieczorami padam ale generalnie jest spoko. Wole byc zmeczona niz znudzona. :))

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Poniedzialkowe sny

Jon w poniedzialki wstaje o 5 rano aby dojechac do pracy do Coventry. Troche mi go zal ale tym sposobem mamy cala niedziele dla siebie no i cala noc :) Oczywscie tym wstawaniem mnie budzi i ja potem dosypiam sobie jeszcze ze dwie godzinki. Podczas tych dwoch godzinek mam zawsze szalone sny wiec zawsze w poniedzialki budze sie w jakims dziwnym nastroju w zaleznosci od snu. I tak dzisiaj, zapewne w zwiazku z tym, ze dzis przyjezdza firma przeprowadzkowa i zabiera wszystkie rzeczy Ali snilo mi sie, ze Ali zabrala z mieszkaniowych lazienek wszystkie baterie (krany, przysznic itd.) z naszej lazienki nawet umywalke a ze swojej rowniez muszle klozetowa..... pozostawie to bez komentarza. Mam nadzieje, ze jak dzis wroce z pracy to nie czekaja mnie zadne niemile niespodzianki tego typu :)
Weekend minal nam przeuroczo a naszych wsplokatorow wogole nie widzielismy. W sobote wieczorem odwiedzilismy Nine i Lee na pierwszym w tym sezonie grillu bylo troche chlodno ale dalo sie wytrzymac hi hi. Poza tym wiekszosc czasu spedzilismy na oszklonej werandzie raczej niz w ogrodzie. Wypilam cala butelke wina, jak na mnie to sporo i w niedziele mialam lekkiego kaca co bardzo zadko mi sie przydaza. W niedziele nawiedzil nas Chris z Justyna. Bylo super. Niestety jak juz wyjechali to jeszcze szybciej wrocili bo sie skrzynia biegow im sie rozkraczyla. Zawolalismy the AA i samochod jest obecnie w serwisie Forda w Yorku. Wyglada na to, ze troche tu pobedzie co oznacza, ze z Chrisem sie jeszcze zobacze.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Wyszla na scene i.....

Nie wiem czy ogladaliscie w ostatnia sobote 'Britains got talent'. Wyszla tam na scene 47 letnia dziewica w gustownej sukience (ale za to czarnych rajstopach) ktora wygladala na conajmniej 13 lat wiecej. Generalnie wszyscy spodziewali sie zenady a jak babeczka przydzwonila szlagierem z 'Nedznikow' to ludzie zbierali szczeki z podlogi. Zrobila na mnie fantastyczne wrazenie, normalnie pociekly mi lzy. Mozna ja obejrzec tutaj na YouTube. Podobo caly swiat juz oszalal na jej punkcie :)

A co u mnie? Wczoraj bylam bardzo zajeta. Po powrocie do domu zabralam sie za kuchnie. Ali zwolnila jakies 70 procent miejsca w szafkach wiec trzeba je bylo jakos zagospodarowac. Poltorej godziny zajelo mi przerzucanie w szafkach, ukladalam sobie jak chcialam. Udalo mi sie tez schowac w szafce frytkownice, ktora od zawsze stala na podlodze jak i inne badziewie. Nie dosc, ze wszystko mam ladnie poukladane w szafkach to jeszcze podloga w kuchni sie przejasnila :). I cale doswiadczenie bylo bardzo terapeutyczne wiec poprawil mi sie humor. Potem pojechalam do biblioteki na uniwerek i wypozyczylam troche ksiazek aby sie lepiej przygotowac do wywiadu doktoranckiego. Wieczorem chcialam jeszcze troche podziergac ale zaczelam zupelnie nowy wzor i nic mi nie chcialo wyjsc, pewnie dlatego, ze bylam zmeczona. Z okazji przeprowadzki znalazlam plyte z filmem 'Chlopaki nie palcza'. Filmy Lubaszenki mnie rozbrajaja wiec sobie dzis obejrze a co :))))

No coz, takze jak widac na zalaczonym obrazku jestem dzis happy bunny. W pracy spokojnie, uporalam sie z wiekszoscia zadan na dzis wiec do 4 bede chyba pisac aplikacje o prace :) Jutro wraca Jon a w sobote rano jedziemy do 'demobilu' zobaczyc czy mozemy tam wytachac jakies tymczasowe meble za dyche. Tak naprawde to potrzebujemy tylko jakiejs szafki na ktorej mozemy trzymac wieze i DVD, ale kto wie z czym wrocimy...

wtorek, 14 kwietnia 2009

Ciezki byl ten weekend (i bez kurczakow)

Agato, Aniu i Magdo wielkie dzieki za komentarze do mojego poprzedniego wpisu. Macie racje jestem na rozstaju drog i ciesze sie, ze tak naprawde podzielacie moje zdanie, znaczy sie doktorat robic. Pomyslalam tez sobie, ze moglam kogos urazic ze 13k to wystarcza na waciki. Przepraszam. Nie mialam nic zlego na mysli i nie uwazam, ze osoby ktore tyle wlasnie zarabiaja zyja jak biedaki itd. Byly czasy kiedy marzylam o takiej pensji. Chodzi o to, ze czlowiek to takie durne zwierze, ktore sie szybko przyzwyczaja do dobrego i kazdy spadek pensji jest bolesnie odczuwany. Letwiej jest zarabiac 13k a potem 25k a potem jeszcze wiecej ale trudniej jest w druga strone. Oczywiscie oferta z Southampton jest bardzo korzystna bo na dokladke napewno bede tam uczyc a to dodatkowe pieniadze a poza tym, jak powiedziala Magda zawsze mozna dorobic a czego jak czego ja zadnej pracy sie nie boje :) Przeprowadzilam z Jonem powazna rozmowe i podjelismy decyzje, ze jesli wywiad pojdzie pomyslnie i ja bede czula ze to jest to, to zaczne w pazdzierniku doktorat. Temat powisi na kolku do 5 maja kiedy to jade do Southampton. Dam Wam znac.

Weekend byl za to bardzo ciezki. Z braku funduszy, ktore ostatnio zasilily przemysl turystyczny Hiszpanii zostalismy w domu a co za tym idzie posrodku wielkiej akcji pakowania 80% mieszkania przez Ali i Glenna. Mimo, iz w akcji nie uczestniczylismy caly ten ruch i rozgardiasz nie pomagal w procesie relaksacji. Ale to jeszcze nic. Przynajmniej efektem ubocznym tej akcji byla nasza wyprawa wczoraj do Ikei i Argosu w calu nabycia: czajnika, odkurzacza, kartonowych ozdobnych pudelek, szklanek, deski do prasowania, lampek do salonu, patelni i innych drobiazgow, ktore wywedruja z mieszkania razem z Ali w nastepny poniedzialek.
Co najbardziej zszargalo mi nerwy byly dyskusje na temat sprzedazy mieszkania. Jon podpisal raczej malo korzystna umowe zakupu co przy dzisiejszej sytuacji na rynku oznacza, ze jesli nie bedzie musial doplacic do tej sprzedazy (koszty agencji) to bedzie git. Mama Jona nie chce sie z tym pogodzic i chce nam pomoc finansowo aby Ali wykupic, nastepnie zmienic warunki kredytu na takie, ktore umozliwa nam wynajecie tego mieszkania i przeczekanie paru lat az rynek sie nieco polepszy. W sytuacji gdy oboje raczej zegnamy sie z Yorkiem i gdy ja jeszcze wezme na siebie doktorat nie ma mozliowsci abysmy wynajmowali cos razem na Poludniu i jeszcze trzymali taka potezna inwestycje w Yorku. Mama nie moze tego zrozumiec no i dyskusja wybucha na nowo.
Generalnie Ali zainwestowala 14k w to mieszkanie w postaci depozytu. Mieszkanie przy odrobinie szczescia sprzeda sie za jakims zyskiem ok 20k. W tej sytuacji ona mowi, ze ona zabiera 14k ktore bylo jej a reszta do podzialu na pol. Ale wg. kontraktu ona powinna otrzymac albo 14k albo 56% zysku w zaleznosci co jest wyzsze. Trzeba wiec doczytac kontrakt i zobaczyc co sie komus nalezy. No i oczywiscie mnie to w zasadzie zupelnie nie dotyczy ale jakos cala trojka (Ali, Mama Jona i Jon) wybrali mnie sobie na posrednika w negocjacjach. Mam tego serdecznie dosc ale jakos sama nie potrafie sie 'nie wtracac' wiec mam za swoje. Ehhh.
Najwazniejsze jest to, ze 20 kwietnia firma przeprowadzkowa zabiera wszystko i moge zabrac sie za aranzowanie mieszkania na swoja modle (podobno oni zostawiaja tylko materac w sypialni). No ale z nimi jeszcze nie koniec. Ali oficjalnie zaczyna nowa prace 1 maja a Glenn jakos tak zaraz po niej (wiec pewnie zostanie ze mna przez nastepny tydzien) bo jego dzial potrzebuje ciut wiecej czasu aby sie przeniesc. Potem podobno Ali firma zaplaci za podroz do Yorku raz na tydzien przez trzy miesiace wiec ona pewnie bedzie wpadac sluzbowo co jakis czas. Ale tak czy siak ja zostane pania na wlosciach do czasu az mieszkanie sie sprzeda. Beda je wystawiac na sprzedaz juz jakos niedlugo wiec pewnie bede robila za kustosza (pokazywanie mieszkania potencjalnym kupcom) no ale mam nadzieje, ze u mnie sie tez juz niedlugo zmieni i opuszcze to mieszkanie.

No wlasnie doktorat nie jest jedyna opcja. Znalazlam ciekawa oferte pracy i mam zamiar wyslac aplikacje w tym tygodniu. Jestem dosc pewna siebie, ze na wywiad to powinni mnie zaprosic. No ale to sie okaze juz niedlugo i tez dam Wam znac. Praca jest ciekawa i za sporo wieksza kase. Mam tylko nadzieje, ze nie beda miala dylematu. Uffff

Tak wiec swieta minely nam zupelnie nieswiatecznie. Nie spalaszowalam nawet calego czekoladowego jajka a glownie robilam na drutach, obejrzelismy drugi sezon Dextera na DVD i trzecia czesc Transportera. Co do innych nowosci to moj dobry przyjaciel Chris, z ktorym popelnilismy licencjat z Socjologii nawiedzi nas w Yorku ze swoja dziewczyna w przyszly weekend i bardzo bardzo sie z tego powodu ciesze.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Co mi chodzi po glowie?

Wrocilismy z wakacji. Bylo calkiem fajnie ale nie super super. Pewnie przez pogode, spodziewalam sie upalow i te moje oczekiwania zderzyly sie nieco z rzeczywistoscia. Poza tym nie moge narzekac. Mieszkanko mielismy bardzo fajne tyle tylko, ze nie bylo zbyt czyste. Jedna rzecz tylko mi sie nie podobala - ceny!!!! No poprostu dramat. Euro sie teraz praktycznie zrownalo z funtem. Ja sobie zdaje sprawe, ze jak czlowiek jest na wakacjach to placi za wszystko extra ale niektore ceny czy ceny uslug mnie poprostu powalily. Np. plyn do mycia naczyc Fairy w Anglii to koszt jakies 70 pensow, tam w 'osiedlowym sklepiku' - £3.50. Glupi sos do makaronu w sloiku £5 (dwa razy co normalnie). Ale na glowie pobil wszystkich Aqua Park. Wejsciowka £25 ale.... szafka £4 plus £2 depozyt a za lezak dodatkowe £3.5 od osoby. Zestaw hot dog z cola i frytkami £9, w innym parku ten sam zestaw kosztowal £6.50. Generalnie sobie nie zalowalismy, ale to juz byla bezczelnosc wg. mnie.

W domu zmiany. Ali podczas naszej nieobecnosc zaprosila kilka agentow nieruchomosci, ktorzy wycenili mieszkanie. Niestety nie sa to powalajace wyceny. Ciekawe jest to, ze specjalnie z Jonem tego nie skonsultowala ani nie powiedziala co chce zrobic dalej. Oni maja dziwny uklad. No ale to nie moja sprawa, ja sie nie wtracam tym bardziej ze za mieszkanie nic nie place i jako jedyna potrzebuje lokum w Yorku wiec mnie sie nie spieszy.

Ali oficjalnie dostalan nowa prace w Game w Basingstoke i od 1 maja przenosi sie tam na stale (w tej chwili pracuje tam 4 dni w tygodniu). Glenn chyba tez, choc on mowi, ze moze dopiero w czerwcu bo jego dzial potrzebuje wiecej czasu aby sie przeniesc. Wczoraj tez nieco przypadkiem dowiedzialam sie, ze Glenn moze sie jednak wprowadzi na jakis miesiac. Hmmm super, nikt mi nic nie powiedzial. Ale generalnie zwisa mi to i powiewa bo cos czuje ze oni i tak niedlugo sie wyniosa (to tylko kwestia czasu) a mieszkanie bedzie sie dluuugo sprzedawac wiec tak czy siak Jon i ja bedziemy tam sami koniec koncow.

Andie tez dostala nowa prace. Tym razem wraca z Leeds do Yorku i bedzie pracowala na Universytecie, za miedza :) Niestety dopiero za trzy miesiace bo taki ma okres wypowiedzenia.

U mnie w pracy natomiast bez zmian. Dookola wszyscy albo odchodza, albo sie awansuja itd. a ja do konca nie wiem czego chce. Wiem jedno czas na zmiane. Moja praca jest super, wyrobilam juz sobie nawet nieco nazwisko 'w sektorze' ale wiele czynnosci sie powtarza, nie mam tutaj szansy na awans, jestem to juz ponad 3.5 roku no i Jon pracuje teraz w Coventry i wypadaloby byc teraz kolo niego.

Czuje sie na profesjonalnym rozdrozu. Poki co studiowalam, aby miec dobra prace i mam dobra prace w zawodzie no i co dalej? Oczywscie czas na lepsza prace ale do konca nie wiem czego chce. Tzn. w sumie wiem. Nie chce isc w zadne badania marketingowe, co mi sie jeszcze do niedawna usmiechalo. Chce pracowac w sektorze publicznym, przy duzych badaniach spolecznych a co. W koncu w 2011 bedzie nowy spis powszechny w UK. Ale aby dostac taka robote to.... jestem zdecydowanie za chuda w uszach. Odmozdzam sie i uwsteczniam w pracy. Wiem, wszyscy mowia, ze po studiach wykorzystuje sie 5% zdobytej wiedzy. Tesknie za moja dyscyplina, za metodami, za przedzialami ufnosci, bledami statystycznymi, doborem proby itd. Eh.

No i... w zasadzie wniosek nasuwa sie jeden. Potrzebny mi doktorat :) Nie wiem czy pisalam, ale w przyplywie szalenstwa jakiegos zlozylam podanie o stypendium doktoranckie na University of Southampton. Dobry uniwersytet, wysokiej klasy i co najwazniejsze 'research intensive' co oznacze, ze nawet w kryzysie rzad nie obetnie mu dotacji. No i oczywscie maja tam 'National Centre for Social Research'. Stypendium to oplacone czesne i £13,000 rocznie tax free przez trzy lata. No i.... 1 maja jade na rozmowe. Z tego co mowia mi znajomi w pracy, a oni znaja sie na rzeczy, to stypendium mam w kieszeni. Nie jest to jak wywiad o prace gdzie zawezyli wybor do kilku kandydatow ale poprostu chca mnie lepiej poznac, zobaczyc czy w rzeczywistosci 'wygladam' tak dobrze jak na papierze no i dopasowac mi promotora. Oczywiscie to tylko opinia moich kolegow wiec wszystko sie moze jeszcze zdarzyc. Jechac jade ale...

No wlasnie. Z jednej strony serce mi sie rwie ale z drugiej jest wiele dobrych argumentow aby jednak szukac normalnej pracy bo £13,000 przy moich aktualnych zarobkach to mi na waciki wystarczy. Oczywscie moglabym sprzedac auto (splace do konca kredyt i jeszcze mi moze troche zostanie), dorwac jakies chaltury no i uczyc na uniwerku. Nie musialabym mieszkac w Southampton tylko z Jonem gdzies pod Coventry, poltorej godziny pociagiem od uniwerku wiec da sie obrocic w ciagu dnia jak bedzie trzeba i to nawet bez auta. Mysle, ze to glowny argument, ktory przekona Jona. Ale... nadchodzi wesele do ktorego trzeba sie przygotowac a to wymaga pewnie wizyt w Polsce no i mnostwo innych kosztow, mam caly czas spora sume na karcie kredytowej do splacenia, chyba czas aby rozejrzec sie za domem (na wlasnosc) a moze i dziecmi? No i jak w takiej sytuacji zobowiazac sie do trzech lat studiow? No ale z drugiej strony to przeciez nie cyrograf, zawsze mozna wziac dziekanke, rozwlec studia itd. itp. Jestem przekonana, ze ta inwestycja czasu sie oplaci ale caly czas nie jestem pewna czy aby napewno dam rade. Jakbym miala zaczac w przyszlym roku to bym byla spokojniejsza, dlugi i samochod i wesele wszystko byloby 'posprzatane' a tak? Hmmmm.

poniedziałek, 23 marca 2009

Jak to sie robi w UK

Dzis do pracy zadzwonila Andie (pracowalysmy razem z Akademii a potem odeszla aby wykladac na Psychologii w Leeds Metropolitan). Miedzy innymi jest ona odpowiedzialna za przyjecia studentow no i miala problem z aplikacja od osoby z Polski. Pytala sie mnie co to matura itd. Ta osoba skonczyla pierwszy rok studiow na Psychologii w Polsce i chce kontynuowac w Leeds. Okazalo sie, ze skonczyla rok Psychologii na Adamie Mickiewiczu w Poznaniu. Andie sie pytala, czy to dobra uczelnia. Powiedzialam, ze bardzo dobra i ze gdybym ja tam studiowala to bym sie napewno nie przeniosla na Leeds Met. No ale to osoba pewnie nie ma pojecia, ze to jest sredniej klasy uniwerek. No i jakby nie bylo, zalatwilam tej osobie przyjecie :)

piątek, 20 marca 2009

Czyzby...

...moj blog umieral smiercia naturalna? Moj blog drutowy ma sie bardzo dobrze i statystyki sa nieublagane. W tym samy czasie na tym blogu opublikowalam 11 wpisow a na drutowym 27. No coz, byc moze blogi powinny byc dla hobbystow?
Czasem jest cos o czym chce napisac ale jakos nie udaje mi sie tego przelac 'na papier'. Z druciarskim jest inaczej bo tam poprostu zdaje sprawozdanie z mojego nowego hobby, postepu prac itd.

No ale podejme jeszcze jedna probe. Wiec co u mnie?

Ano jestem przeziebiona. Dwa dni siedzialam w domu ale dzis znow jestem w pracy bo musze troche nadgonic. Nos mam dalej zapchany i cos czuje, ze moga mi sie zatoki odezwac. Ali pracuje w tej chwili w poniedzialki w Yorku a wtorek-piatek w Basingstoke (kolo Londynu) wiec w domu jestem praktycznie sama caly tydzien. Potem sie wszyscy na weekend zjezdzaja a ja mam ich dosc juz po pierwszym dniu hehehe.
W pracy do przodu, bez fajerwerkow generalnie nuda i powaznie rozgladam sie za nowa robota, najlepiej w okolicach Coventry gdzie teraz rezyduje Jon. Na tej samej fali zlozylam aplikacje o doktorat (o czym ja wtedy myslalam?). Jeszcze sie nie odezwali ale maja czas. Ale numer by byl jakbym to stypendium dostala.
W tym tygodniu odwiedzilam Andie (pracowalysmy kiedys razem) bylo bardzo milo, poznalam ich psa i Andie obiecala ze pojdzie ze mna na zakupy sukni slubnej jak nadejdzie pora. Powinnam zaczac sie rozgladac jakos po Wielkiejnocy.
Mamuska wreszcie poszla po rozum do glowy i za tydzien jedzie do specjalistycznej kliniki dentystycznej aby objerzeli te jej biedne zeby i zrobili cos z ta parodontoza.
Podjelismy meska decyzje i jedziemy na slub kuzyna do Krakowa. Chyba jestem masochistka. Rozmawialam ostatnio z babcia na skajpie a ona tylko o Szymusiu i Sabince (tfu), o slubie, menu, garniturze, sukience itd. itp. Nie ma co, bede sie 'bawila swietnie'.
Z innych nowosci do dwie kolezanki z liceum zostaly mamami niemal jednoczesnie oraz... ojcem zostal moj byly G. Mam do niego wielki sentyment. Byc moze, gdybym nie wyjechala do Anglii to wlasnie ja bym byla mama jego malutkiego synka. Ale nie wazne, ciesze sie bardzo ich szczesciem, jego narzeczona to naprawde fajna dziewczyna. Tylko imie bobaska jakies takie nie takie - Adrian.
Poza tym dzieje sie dobrze.Od miesiaca nie mam juz zadnych chumorow, tzn. chumor mam jak trzeba. Fakt, troche ciezko jest ale na wakacje jedziemy juz w czwartek, wiec za niecaly tydzien. Na Teneryfie jest 22 stopnie i slonce jak dla mnie to 'wypas'. W zeszly weekend zaszalalam i pol wakacyjnego budzetu wydalam na letnie laszki. Ale szczerze to mi sie juz nalezalo. Moglabym jeszcze tylko na silownie pochodzic ale chwilowo drutowanie mnie calkowicie pochlonelo. Po wakacjach to sie zmieni.

czwartek, 5 marca 2009

Birthday Girl

A ja mam dzis urodziny i nie wstydze sie do tego przyznac...
Jestem zupelnie sama bo Jon w Coventry a Ali w Londynie. Ale co tam, po pracy zaloga zabiera mnie na drinka (ale tylko jednego, bo jestem autem) a poza tym dzis do pracy przynislam wielki talerz faworkow, ktore wczoraj nasmazylam. Ostatni raz faworki usmazylam w akademiku a efektem bylo 'favorki party' o ktorym ptaszki w Essex jeszcze spiewaja.

Smazenie faworkow w pojedynke nie jest zbyt zabawne ale wczoraj bylo bardzo terapeutyczne.

A oto co dostalam dzis mailem od Taty (pomiedzy Rio a Singapurem):

28 lat temu w pewnej rodzinie przyszła na Świat dziewczynka.
Wielki wysiłek Mamy i radośc obojga rodziców.Wyobraź sobie,
że ta radośc trwa bezustannie.Córeczka wyrosła na kobietę,
niedługo założy własną rodzinę - a radość trwa.

Fajnie mam co?

czwartek, 26 lutego 2009

Ahhhhh (ziew)

Zieeeewam caly dzien. Rano ledwo sie dobudzilam, wiec zamiast isc dziarsko do pracy (20 min) wzielam auto (5 min) aby sie wyrobic na 9:00 (zazwyczaj jestem w pracy o 8:00). Caly dzien oczy mam na zapalkach a kawki nie wolno bo detox. Wczoraj dzielnie zywilam sie wylacznie warzywami i owocami i orzechami i tylko na kolacje zjadlam 7 smetnych krewetek. Byly boskie. Byly to tzw. King Prawns, ktore kupilam surowe (kolor szary) i 'naparzylam' przez pare minut. Wyszly duzo lepsze nic takie kupione juz ugotowane. Dzis mam nadzieje tez uda mi sie przezyc tylko na warzywkach a jutro juz w miare normalnie ino zdrowo.

Podobno jak sie czlowiek detoksuje to ma miec wiecej energii a ja jestem jak przekluty balonik. Caly dzien siedze w necie i jedyne co robie to odpisuje na maile i odbieram telefony. Nie moge sie juz doczekac jak przyjedzie Jon. Marzy mi sie spokojny weekend po tym ostatnim w Londynie. Byc moze wyleziemy z domu aby spotkac sie z Lee i Nina ale poza tym bede sie relaksowac.

Wczoraj zadzwonilam do ojca i donioslam na mamuske (tycie, zeby itd.) ale co on biedny poradzi skoro jest w Rio?

środa, 25 lutego 2009

Wybor sukni slubnej i takie tam

Weekend z mamuska w Londynie uwazam za udany, tyle ze na koncie moglabym miec wiecej kasy :) Pojechalam do Londynu juz w czwartek w porze lanczu (nie lubie jezdzic autostrada w moim malym samochodziku) bo sie denerowalam. Dojechalam spoko, wieczor spedzilam z 'tesciami' i Jonem, ktory w tamtym tygodniu byl w Londynie na szkoleniu.
W piatek rano odebralam mamuske z lotniska i tym razem pociagiem (autko zostalo na lotnisku) pojechalysmy do Londynu. Mamie szybko ekscytacja Londynksim metrem przeszla, chyba nie musze mowic dlaczego.
Poszlysmy na lancz do Soby a potem zjednoczylysmy sie z tlumem na Oxford Street. Zabralam mame do NikeTown (jedyne sklep jaki odwiedzam w Londynie regularnie), mama kupila kilka t-shirtow i ja tez. Potem poszlysmy do Bravissimo gdzie moja mama z 90 C zmienila sie w 80 E :)

Wrocilysmy do hotelu i po malym odpoczynku troche za pozno wybralysmy sie w strone Hammersmith Appolo na wystep Riverdance (mamuska nie wiedziala co bedzie ogladac). Okazalo sie, ze kolo teatru nie ma nigdzie zadnej knajpy a mamy za malo czasu aby szukac czegos dalej. Zamiast kolacji, na ktora mialam mame zaprosic przed wystepem zjadlysmy w teatrze wielka paczke popcornu. Wystep byl swietny, miejsca mialysmy wysmienite a mamusce spelnilo sie jedno z jej marzen. Jedyny przytyk jaki mam, to ze jak ogladalam Riverdance w TV to tanczylo ich tam mnostwo (ale pewnie dlatego ze na DVD czy w TV to sa wielkie koncerty jubileuszowe itd.) a na tym wystepie chyba ok 20 w tym samym czasie na scenie.

Nastepnego dnia udalysmy sie do London Olympia na National Wedding Show. Generalnie wrocilam tylko zdezorientowana. Przymierzylam 5 sukienek, zadna nie wpadla mi w oko. Wszystkie byly strasznie ciezke i sztywne. Nie mam pojecia jakbym w takiej zbroi wytrzymala 12 godzin. Patrzylysmy tez na zaproszenia i te byly ok. Mysle, ze bede miala dwa zestawy zaproszen, jedne dla Polskich gosci a drugie dla Angielskich. Objerzalysmy potem pokaz sukien slubnych, ktory byl calkiem fajny, pojawil mi sie pomysl krotkiej sukienki, takiej retro ale potem jakos mi sie przestal ten pomysl podobac. Potem spotkalysmy sie na kawie z Gwen (tesciowa) i Tracy (przyjaciolka rodziny, wychodzi za maz 1 sierpnia) i to by bylo na tyle. W metrze zrobilam wzrokowy 'research' pierscionkow zareczynowych i moj wypadl zazwyczja dobrze :)

Z mama postanowilysmy sie dobic zakupami (rozumiem powiedzenie shop until you drop) mama w przymierzalni z 15 sztukami odziezy a ja cierpliwie czekam. Znalazlysmy tez bardzo fajna mala wloska knajpke (nie sieciowa) niedaleko Oxford Street. Zjadlysmy taki duzy lancz, ze znowu w tym dniu kolacji nie bylo. Potem do hotelu po bagaze i do drugiego hotelu tym razem juz na lotnisku. O 5 rano zabralam mame na terminal, odprawilam, zostawilam przy security i dalej poszlam spac.

Niedziele spedzilam na kanapie u tesciow a w poniedzialek pojechalam do centrum na spotkanie i wreszcie do Yorku. Oh jak ja sie za domem stesknilam. Z tym spotkaniem w poniedzialek do dobrze wyszlo bo mnie firma zasponsoruje benzyne na te cala wycieczke. W mieszkaniu glucho bo Ali i Glenn w Egipcie wiec robie sobie co chce. A co robie?

O robieniu na drutach nie bede wspominac, o tym sobie mozecie poczytac gdzie indziej. Ale zaczelam od wczoraj detox. Po pierwsze przyszedl moj parowar, wczoraj go wyprobowalam i poki co jestem pod wrazeniem. Najlepsze jest to, ze w jednym urzadzeniu mozna wszystko przygotowac i specjalnie sie synchronizacja nie przejmowac. Ciekawa jestem po jakim czasie stanie sie bezuzytecznym meblem w kuchni. :)

Wczoraj zjadlam wiec mlode ziemniaki, fasolke szparagowa, brokuly i kawalek dorsza. Wszystko przyrzadzone bez soli (rybe troszke skropilam sosem sojowym) i w szoku bylam, ze to wszystko mial nawet jakis smak. Dzis rano zjadlam jogurt (sojowy) z truskawkami i otrebami a na lancz salate z dwoma ziemniakami z wczoraj i sliwke. Nie musze chyba mowic ile na zarcie wydalam wczoraj z Tesco?

Poki co spoko. Jutro czeka mnie tofu oraz makaron zrobiony z ryzu i kukurydzy. Bedzie ciekawie. W ramach gimnastyki, uwaga, poszlam dzis do pracy (a nie pojechalam). Chcialabym nie peknac z tym detoxem do piatku. Weekend moze byc troche zdradliwy bo przyjedzie Jon i bedzie chcial pizze itd. Zobaczymy. Jak do piatku bede sie trzymac warzywek to dobrze. A od poniedzialku przejde na normalniejsza diete i wroce na silownie. Mam motywacje, bo dokladnie za miesiac jedziemy na Teneryfe i chce miec ladne zdjecia.

Natomiast moja mama nie ma motywacji za grosz. Dwa lata temu, kiedy robila zakupy tutaj to byly to ciuchy rozmiaru 14-16. Tym razem siegalysmy po maksymalne rozmiary w M&S i Next czyli 16-20. Jesli nic sie nie zmieni, to nastepnym razem zostanie mamie tylko Evans (sklep dla puszystych) - przynajmniej mniej lazenia po sklepach bedzie. Poza tym moja mama ma problem z zebami. Ma parodontoze i przednie dolne dziaslo prawie juz nie istnieje, mamuska normalnie swieci korzeniami. Nie mam pojecia, na czym sie tez zeby trzymaja. Z 10 lat temu miala dlugie i bolesne leczenie - tzn kiretaz (rozcinanie dziasel i czyszczenie kamienia pod spodem). Teraz przydalby jej sie przeszczep tego dziasla. Ale ona nie ma motywacji. Liczy sie tylko praca, praca, praca kazda rzecz poza praca to zlo konieczne i strata czasu. Mamuska chodzila po Londynie jak zlow i kiwala sie z boku na bok. Zaskoczylo mnie to, bo ona zawsze taka ciach mach. Przynajmniej sie nie zasapala, znaczy sie z sercem wszystko ok ale stawy musza jej nadwage dzwigac i to widac w jej chodzeniu. Poza tym jako rehabilitantka cale dnie spedza na nogach. Mamuska potrafi miec pacjentow umowionych na 8, potem ma pare godzin w ciagu dnia na lancz i latanie po miescie (miedzy 13 a 15) a potem ma drugi 'etat' czasem nawet do 21 a codziennie do 20. I tak dzien w dzien. Kocha swoja prace ale nie widzi, ze ta praca ja niszczy. Nas nie ma w domu aby ja przypilnowac. Kasa w domu jest a ona robi jak glupia. Powiedzialam jej, ze zaczne znowu palic jak ona nie zacznie dbac bardziej o siebie. Martwie sie o nia. Ojciec obiecal, ze zadzwoni w tygodniu to sobie z nim pogadam na ten temat.

wtorek, 17 lutego 2009

Theoni

Dzis dostalam maila od Theoni, ze Michalis z nia zerwal.
Moja Theoni, z ktora mieszkalam w akademiku, z ktora wypalilam tira papierosow i wypilam moze wina i tequili, ktora w maju zeszlego roku przedstawilam mamie i ktora bedzie swiadkowa na moim slubie. Moja Theoni jest teraz sama we Freiburgu, obcym miescie do ktorego przeprowadzila sie z Aten bo ukochany zaczal tam doktorat a ona dla towarzystwa drugiego juz magistra.

Dostalam maila i od razu zadzwonilam. Podobno facet sie zmeczyl. Michalis, ktorego rowniez wiele razy widzialam, toczylam z nim dysputy filozoficzne (jest filozofem) i karmilam pierogami z kapusta i grzybami mojej mamy. Oni byli przyjaciolmi od podstawowki, potem zakochali sie w sobie, razem chyba z 10 lat albo i wiecej. Czyzby dorosle zycie ich przytloczylo? A moze tak to jest jak sie para zna od dziecka, nigdy z nikim innym nie byli itd?

Moi rodzice sa dla mnie jedynym przykladem takiej pary. Poznali sie w liceum i dalej sa szczesliwi. Wszystkie podobne zwiazki sie rozpadaja, jak chocby ostatni pisalam o Slawku, koledze z kabiny na jachcie, ktory zostawil zone i dwojke dzieci bo ona stracila poped seksualny (razem uczyli sie do matury itd.).

Smutno mi. Wiecej o Theoni bede wiedziec wieczorem kiedy bede do niej dzownic.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Mojo is back

Dobre mojo mi wrocilo!!! W sobote bylam caly dzien taka uchachana jakbym najarala sie trawy. :) Ale generalnie po ostatnim weekendzie (kiedy to nie pojechalam do Londynu) wszystko zaczelo wracac do normy. Generalnie sytuacja sie nie zmienila ale ja juz nie patrze na to wszystko w kategoriach katastrofy.

Z nowosci to:

- Mark (brat Jona) rozwalil sobie noge grajac w pilke. Lezy w szpitalu i nie moga go operowac bo opuchlizna nie chce zejsc. Nie moge tego Jonowi powiedziec, ale Mark to taki idiota jakich malo. Prace ma tylko jakas dorywcza wiec oczywiscie zadnego chorobowego, mieszka z rodzicami wiec bedzie go mamusia glaskac. Nie mam pojecia, czemu czasem dwaj bracia sa tak rozni??? (To samo sie przeciez tyczy mojego ojca i wujasa).
- Przyszedl pan zaloczyc antene w naszym pokoju, wywiercil dziure w scianie, przeciagnal kabel a u Ali podpial rozgaleznik. Za wszytko skasowal £50 a ja myslalam, ze sie wsciekne. Sama bym to cholera zrobila. Myslalam, ze jak juz wolam fachowca to on mi gniazdko porzadne zamontuje. Mylilam sie :( szybko mi jednak przeszlo bo mam TV i wszystkie kanaly i wogole. Tak naprawde jest to pierwszy TV jaki sobie kiedykolwiek kupilam (czy to nie troche smutne ze ostatnio czerpie radosc z kupowania welny i TV?) hehe
- Ali zaczela ze mna rozmowe na temat mieszkania. Cos mreczy ze moze by sie Glenn wprowadzil do momentu kiedy oni sie wyprowadza na Poludnie (wyglada na to ze jednak bedzie wyprowadzka). Ja powiedziec nic nie moge, bo Ali przygarnela mnie wiec mowie ze spoko. Z jednej strony ok ale z drugiej ja lubie jak oni ida do niego w weekend (w tygdniu sa prawie non stop ze mna) i my z Jonem mamy mieszkanie dla siebie. Daje nam to troche oddechu. A jak oni beda tam tak caly czas, non stop az do lata? Poza tym Ali chce mieszkanie sprzedac z czego bardzo sie ciesze. Podobno jej firma w ramach 'relokacji' ma zaplacic wszelkie oplaty (niemale) zwiazane ze sprzedaza wiec warto skorzystac z okazji. Nie jestem tylko pewna czy zaplaca tez Jona czesc? No i Ali chyba liczy na to, ze szybko sprzeda, jeszcze jakis maly proficik przygarnie i zalozy gniazdko z Glennem w Londynie (podczas gdy ja zostane bezdomna). Troche sie tym przejelam ale potem pomyslalam, ze lepiej bedzie dla nas wycofac sie wreszcie z tego chorego ukladu mieszkaniowego, wiec i my mozemy cos kupic razem a poza tym mieszkanie na bank sie nie sprzeda tak szybko i cos czuje ze ja bede tam rezydowac i pokazywac mieszkanie potencjalnym kupcom podczas gdy Ali i Jon beda poza Yorkiem. Wiec spoko.

Po powrocie z Londynu (tak, moj weekend z mamuska juz za pare dni) postanowialm zaczac prawdziwa diete. Przez ta mala depreche jadlam jak swinka a teraz nie za bardzo chce mi sie przestac. Ale postanowilam, ze jak wroce to kupie sobie parowar (a co!) i wroce na silownie. W maju jest komunia Jasia i powinnam dobrze wygladac. Poza tym dziergam te wszystkie dzianiny a do dzianin trzeba miec figure :)

poniedziałek, 9 lutego 2009

Tak sobie

W dalszym ciagu jest tak sobie niestety. Szukam wszlekich sposobow na poprawienie sobie humoru. Za rada Ani poszlam na solarium i pewnie pojde jeszcze ze dwa razy. Bede wygladac jak zachodniopomorska lala ale co tam (nie ublizajac Ani czy sobie). W piatek zrobilo mi sie tak zle, ze nie wsadzilam sie w pociag do Londynu (Jon mial zostac tam na weekend, bo byly urodziny jego brata itd. a ja mialam dojechac) i Jon (ah kocha) przyjechal do mnie do Yorku. Pogadalismy troche, troche sie pozalilam zrobilo mi sie troche lepiej. Najgorsze, ze chyba troche tesciowa tym zdenerowalam, tzn. nie jest ona zla na mnie ze w sumie nas tam nie bylo ale ze sie zmartwila bardzo.

Oprocz solarium kupilam sobie nowy telewizor (hehehe tym razem z grubej rury) w sumie nic specjalnego, po prostu nowy TV do sypialni bo stary nie nadawal sie juz do niczego od dluzszego czasu. Okazalo sie, ze nie mamy gniazdka antenowego w pokoju i teraz musze poszukac kogos, kto mi takie zalozy (za sciana u Ali jest).

Jon pojechal wczoraj okolo 2 wiec zajrzalam do Slawka, nie widzialam go chyba z pol roku. Fajnie bylo posiedziec troche z Polakami, objerzelismy 'Jaka to Melodia' i 'Szymon Majewski Show'. :) Poczestowali mnie rosolem i bylo super! Wieczorem, po raz pierwszy w historii mialam ochote na film, bylejaki ale za to z konkretna aktorka - Meryl Streep. Wyprobowalam wiec nowy telewizor ogladajac 'Pozegnanie z Afryka'. :) Wogole w ten weekend obejrzelismy kilka dobrych filmow. Dwie premiery na DVD -Taken i The Fall - bardzo polecam.

Nareszcie mamy tez zabukowane wakacje. Siedem dni na Teneryfie pod koniec marca, na poludniu tam gdzie bylam z rodzicami (przelotem, a raczej przeplywem). Generalnie cala okolica to apartmanety z basenami i sklepami, knajpami dla Anglikow. Na rogu Fish&Chips itd. No taka mala Anglia z palmami. Normalnie nie przepadam za takimi miejscami na wakacje ale tym razem to jest dokladnie to czego potrzebuje. W padzierniku bede dwa tygodnie zeglowac po Peloponezie wiec dawke przygod na ten rok bede miala tak czy siak.

W pracy tez juz jakos lepiej, robota idzie do przodu, mniej czasu spedzam na sieci. Moglabym tylko jeszcze na silownie chodzic troszke czesciej. Popracuje nad tym. Niestety niedawno umylam frytkownice i wlalam swierzy olej wiec teraz pare razy w tygodniu jem frytki (jakby na swiecie nagle zabraklo ziemniakow to stracilabym sens zycia).

Chcialam podziekowac Wam za slowa otuchy. Jak mowie, ze juz mi lepiej. Jeszcze nie do konca jestem soba ale wyglada na to ze odbilam sie od dna i lece w gore :)

wtorek, 3 lutego 2009

Dupa

Czuje sie do dupy. Juz od jakiegos czasu taka smetna jestem i nie mam pojecia o co chodzi. Normalnie nie moge sie odnalezc.

W pracy robie takie nic ze az mnie zeby bola. Siadam za biurkiem, zagladam na moje blogi, patrze sobie na jakies wzorki na druty, ostatnio tez przegladam oferty wakacyjne a potem od nowa. Doslownie. Jesli zrobic cos w robocie to moze zajmuje mi to ze dwie godziny maks. MASAKRA. Najgorsze, ze juz mi sie zbiera i jak szybko nie zaczne wreszcie pracowac, to gowny uderzy w wentylator.

Naprawde jestem przygnebiona. Wszystkie powody wyliczone w ostatnim poscie. Mam dosc, chce wakacji, teraz natychmiast i mam w dupie wszystko inne. :(( bez kija nie podchodzic.

Dzis nie bylam na silowni, nie mam checi nic gotowac i chyba zaraz jakies frytki usmaze albo zamowie pizze. Gwalce wszystkie podreczniki na temat 'emotional eating'. Ale tak naprawde to nawet jesc mi sie nie chce ani nawet na drutach robic, ani filmu objerzec no nie chce mi sie absolutnie niiiiic. Tak zle jeszcze nie bylo...

poniedziałek, 2 lutego 2009

Musicale, musicale

Po raz drugi widzialam musical na WestEndzie. Kiedys bylo to moje wielkie marzenie, ktore spelnilam pare lat temu idac na Chicago. Tym razem poszlismy na 'Nedznikow' i niestety werdykt nie jest zadowalajacy. Tzn. sztuka byla ok, naprawde wszystko super a glowny aktor byl niesamowity tylko ze ciar po plecach nie bylo jakich doswiadczalam ogladajac Miss Sajgon nawet po raz 20sty. I tak sobie mysle, ze to chyba wina jezyka. Problemow z Angielskim nie mam, wzruszam sie na filmach ale musical to cos innego. Tez wszystko rozumiem ale ciar nie ma i tyle :( Szkoda... moze musze jeszcze kilka musicali obejrzec i sie przestawie??

Generalnie 'londynski weekend' (ktory nie byl weekendem by byla to sroda i czwartek) bardzo nam sie udal. Hotel okazal sie calkiem przyzwoity choc pokoik byla bardzo malutki a w lazience mozna bylo myc zeby w umwalce siedzac na sedesie i przy okazji zamoczyc nogi w wannie :) W srode poszlismy na kolacje do Wagamamy na Camden, ktorej jestem wielka fanka. Natomiast w czwartek poszlismy do bardzo dziwnej knajpy. Nigdy nie bylam w miejscu tak pozbawionym klimatu. Jon byl zachwycony, bo juz kiedys byl w tej knajpie tylko w Disneyworld (ja sie nie dam zaciagnac na Floryde za zadne skarby).

Weekend minal nam calkiem sympatycznie choc w niedziele dopadl mnie nieco zly chumor. Mysle, ze caly ten beznadziejny rok zaczyna mnie wnerwiac. Jon dwa razy stracil prace, musimy dzielic z kims mieszkanie (i choc nie jest to koniec swiata to jednak jest roznica niz jak mieszkalismy sami) no i nie bylismy razem na wakacjach od wrzesnia 2007 roku za to bylismy na wielu slubach, urodzinach, chrzcinach etc. Od tych rodzinnych funkcji normalnie mi sie juz rzygac chce. W tym roku chce ograniczyc je do minimum. Jest styczen a my juz jestesmy zaproszeni na trzy sluby plus mam komunie chrzesniaka. Ludzie, odpierdolcie sie ode mnie, Jon ma tylko 20 dni urlopu!!!!!! (Uff pomoglo).

W celu poprawienia chumoru wybralismy sie do kina na Slumdog millionare. Bardzo dobry film, polecam! (Mimo ze sa tam tylko Hindusi).

Dzis nas nieco zasnierzylo (jak i cale wyspy) i dostalam bonus. Zamykaja nasze biuro o 15:00 aby umozliwic zalodze sprawny powrot do domu. Pogoda jest bardzo dziwna. Spadl snieg i teraz raz jest slonce (piekny ziowy krajobraz) a za 5 minut snierzy i nie widac nic. I tak w kolko. Jak dla mnie to bomba bo mieszkam 5 minut samochodem od pracy wiec specjalnie snieg mi nie przeszkadza. W zwiazku z wczesniejszym zakonczeniem dnia polece na silownie. W zeszlym tygodniu nie bylo mnie tam wcale a i jadlam co popadlo. Poza tym moja zywieniowa stronka sie podniosla i znow moge jej uzywac (Jej!).

środa, 28 stycznia 2009

Wiecej przeprowadzek

Tym razem nie chodzi o adres mojego bloga ale o realna wyprowadzke z Yorku i nie, nie chodzi o mnie czy Jona (ktory jakby juz jest troche 'wyprowadzony'). Otoz chodzi o Ali, nasza wspolokatorke i wspolwlascicielke mieszkania.
Wczoraj wracam do domy a ona i Glenn (jej chlopak) siedza na kanapie w salonie a w calym mieszkaniu glucho. Okazalo sie, ze wczoraj im zakomunikowano, ze biuro Gamestation (gdzie oboje pracuja) sie zamyka i wszyscy beda przenoszeni do Basingstoke (kolo Londynu) do glownego biura firmy (jakis czas temu Gamestation bylo wykupione przez Game). No i teraz maja zagwostke. Albo sie przeprowadzic albo zrezygnowac z pracy. Biorac pod uwage bierzacy klimat na rynku pracy raczej sie chyba przeniosa. No i teraz pytanie, co z mieszkaniem?

Czyzbym od maja miala sie stac jedyna lokatorka? Zbyt piekne aby bylo prawdziwe. Nie wiem co bedzie, ale generalnie perspektywa jest przyjemna no chyba ze Ali wynajmie swoj pokoj jakiemus dziwadlu z ktorym bede musial mieszkac. Na szczescie ich kredyt mieszkaniowy jest maluuuutki wiec moze dogadamy sie jakos inaczej?

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Przeprowadzilam sie

Przy okazji tworzenia nowego bloga o drutach spodobal mi sie blogger i postanowilam sie przeniesc z Bloxa. A co. Rowniez przy okazji dostalam nowy nick bo do tej pory bylam 'poprzednio znana jako' margarita.pl a teraz pimposhka (to moj nick z Ravelry).

Stary blog jest w dalszym ciagu dostepny tutaj.

Weekend tym razem mielismy duzo lepszy. Ja bylam zdecydowanie bardziej zrelaksowana. W sobote aby nie gnusniec w domu wybralismy sie zobaczyc Bolton Abbey i byla to bardzo mila wycieczka. Po raz pierwszy (a mieszkam w Yorku juz trzy lata) dotarlam do Yorkshire Dales (to takie szkockie highlandy tylko nizsze hi hi hi - generalnie park krajobrazowy). Po drodze tez ukazal nam sie taki widok:



Fotka wykonana z samochodu. Dziwne, biale kule w roznych rozmiarach. Ze znakow drogowych wiem, ze to jest baza RAF-u ale do czego im te 'pilki golfowe' sluza nie mam pojecia. Kolega z pracy Adam, ktory wszystko wie powiedzial ze sa to radary i ze ich zasieg pokrywa caly kraj i nawet jeszcze wiecej.

Rozmawialam przez skypa, po raz pierwszy od kilku lat, z moim kuzynem (tym, ktory sie zeni w czerwcu). Zaprosil mnie na wesele osobiscie wiec teraz chyba nie mam wyboru i musze jechac. Gadalismy 40 minut i musze powiedziec, ze bylo bardzo fajnie i wszystko ok. Zeby tylko tak babcia sie do nas nie wpieprzala to pewnie bylibysmy w jak najlepszej komitywie.

Rozmawialam tez z moja kuzynka, matka mojego synka chrzestnego na temat komunii. Tak, tak moj chrzesniak ma juz 10 lat i w maju idzie do pierwszej komunii. Pytalam sie, co chcialby na prezent. Generalnie podobno daje sie teraz glownie pieniadze. A pieniadze moj chrzesniak zbiera na jeden cel - ...kosiarke-traktorek.... myslalam, ze padne.

I jeszcze na koniec dostalam na gadu newsa od kuzyna, ze bedzie ojcem. W normalnych okoliczosciach przyrody bardzo bym sie cieszyla ale niedawno odwiedzil mnie jego brat i mowil, ze miedzy nimi niezbyt dobrze sie dzieje (tzn. miedzy kuzynem co ma zostac tatusiem i jego malzonka). Nie wiem ile w tym prawdy. Dzis do nich zadzwonie z gratulacjami i zaoferuje sie na matke chrzestna. Ciekawe, czy Jasio (moj chrzesniak) wystawi mi referencje? ;)

Jon caly ten tydzien zamiast w Coventry jest w Londynie. Ja mam tam w czwartek konferencje i postanowilam, ze pojade w srode i wroce w piatek. Tym samym uda mi sie z Jonem spedzic dwa wieczory. Podobno hotel, w ktorym sie zatrzymal jest fatalny. Mam nadzieje, ze jednak bedzie znosny ale szykuje sie na najgorsze. Generalnie sie nie przejmuje ale moze nigdy nie bylam w fatalnym hotelu? Jon tylko wyslal krotkiego smsa ze 'it is not nice'. Damy rade. Mamy zaplanowane wieczory typowo Londynskie. W srode pojdziemy do kina na Leicester Sq a w czwartek na 'Nedznikow'. Nie widzialam musicalu odkad pracowalam jako bileterka w teatrze muzycznym ROMA w Wawie i znalam Miss Sajgon na pamiec. Wiec oczywiscie jestem podekscytowana :)