środa, 25 lutego 2009

Wybor sukni slubnej i takie tam

Weekend z mamuska w Londynie uwazam za udany, tyle ze na koncie moglabym miec wiecej kasy :) Pojechalam do Londynu juz w czwartek w porze lanczu (nie lubie jezdzic autostrada w moim malym samochodziku) bo sie denerowalam. Dojechalam spoko, wieczor spedzilam z 'tesciami' i Jonem, ktory w tamtym tygodniu byl w Londynie na szkoleniu.
W piatek rano odebralam mamuske z lotniska i tym razem pociagiem (autko zostalo na lotnisku) pojechalysmy do Londynu. Mamie szybko ekscytacja Londynksim metrem przeszla, chyba nie musze mowic dlaczego.
Poszlysmy na lancz do Soby a potem zjednoczylysmy sie z tlumem na Oxford Street. Zabralam mame do NikeTown (jedyne sklep jaki odwiedzam w Londynie regularnie), mama kupila kilka t-shirtow i ja tez. Potem poszlysmy do Bravissimo gdzie moja mama z 90 C zmienila sie w 80 E :)

Wrocilysmy do hotelu i po malym odpoczynku troche za pozno wybralysmy sie w strone Hammersmith Appolo na wystep Riverdance (mamuska nie wiedziala co bedzie ogladac). Okazalo sie, ze kolo teatru nie ma nigdzie zadnej knajpy a mamy za malo czasu aby szukac czegos dalej. Zamiast kolacji, na ktora mialam mame zaprosic przed wystepem zjadlysmy w teatrze wielka paczke popcornu. Wystep byl swietny, miejsca mialysmy wysmienite a mamusce spelnilo sie jedno z jej marzen. Jedyny przytyk jaki mam, to ze jak ogladalam Riverdance w TV to tanczylo ich tam mnostwo (ale pewnie dlatego ze na DVD czy w TV to sa wielkie koncerty jubileuszowe itd.) a na tym wystepie chyba ok 20 w tym samym czasie na scenie.

Nastepnego dnia udalysmy sie do London Olympia na National Wedding Show. Generalnie wrocilam tylko zdezorientowana. Przymierzylam 5 sukienek, zadna nie wpadla mi w oko. Wszystkie byly strasznie ciezke i sztywne. Nie mam pojecia jakbym w takiej zbroi wytrzymala 12 godzin. Patrzylysmy tez na zaproszenia i te byly ok. Mysle, ze bede miala dwa zestawy zaproszen, jedne dla Polskich gosci a drugie dla Angielskich. Objerzalysmy potem pokaz sukien slubnych, ktory byl calkiem fajny, pojawil mi sie pomysl krotkiej sukienki, takiej retro ale potem jakos mi sie przestal ten pomysl podobac. Potem spotkalysmy sie na kawie z Gwen (tesciowa) i Tracy (przyjaciolka rodziny, wychodzi za maz 1 sierpnia) i to by bylo na tyle. W metrze zrobilam wzrokowy 'research' pierscionkow zareczynowych i moj wypadl zazwyczja dobrze :)

Z mama postanowilysmy sie dobic zakupami (rozumiem powiedzenie shop until you drop) mama w przymierzalni z 15 sztukami odziezy a ja cierpliwie czekam. Znalazlysmy tez bardzo fajna mala wloska knajpke (nie sieciowa) niedaleko Oxford Street. Zjadlysmy taki duzy lancz, ze znowu w tym dniu kolacji nie bylo. Potem do hotelu po bagaze i do drugiego hotelu tym razem juz na lotnisku. O 5 rano zabralam mame na terminal, odprawilam, zostawilam przy security i dalej poszlam spac.

Niedziele spedzilam na kanapie u tesciow a w poniedzialek pojechalam do centrum na spotkanie i wreszcie do Yorku. Oh jak ja sie za domem stesknilam. Z tym spotkaniem w poniedzialek do dobrze wyszlo bo mnie firma zasponsoruje benzyne na te cala wycieczke. W mieszkaniu glucho bo Ali i Glenn w Egipcie wiec robie sobie co chce. A co robie?

O robieniu na drutach nie bede wspominac, o tym sobie mozecie poczytac gdzie indziej. Ale zaczelam od wczoraj detox. Po pierwsze przyszedl moj parowar, wczoraj go wyprobowalam i poki co jestem pod wrazeniem. Najlepsze jest to, ze w jednym urzadzeniu mozna wszystko przygotowac i specjalnie sie synchronizacja nie przejmowac. Ciekawa jestem po jakim czasie stanie sie bezuzytecznym meblem w kuchni. :)

Wczoraj zjadlam wiec mlode ziemniaki, fasolke szparagowa, brokuly i kawalek dorsza. Wszystko przyrzadzone bez soli (rybe troszke skropilam sosem sojowym) i w szoku bylam, ze to wszystko mial nawet jakis smak. Dzis rano zjadlam jogurt (sojowy) z truskawkami i otrebami a na lancz salate z dwoma ziemniakami z wczoraj i sliwke. Nie musze chyba mowic ile na zarcie wydalam wczoraj z Tesco?

Poki co spoko. Jutro czeka mnie tofu oraz makaron zrobiony z ryzu i kukurydzy. Bedzie ciekawie. W ramach gimnastyki, uwaga, poszlam dzis do pracy (a nie pojechalam). Chcialabym nie peknac z tym detoxem do piatku. Weekend moze byc troche zdradliwy bo przyjedzie Jon i bedzie chcial pizze itd. Zobaczymy. Jak do piatku bede sie trzymac warzywek to dobrze. A od poniedzialku przejde na normalniejsza diete i wroce na silownie. Mam motywacje, bo dokladnie za miesiac jedziemy na Teneryfe i chce miec ladne zdjecia.

Natomiast moja mama nie ma motywacji za grosz. Dwa lata temu, kiedy robila zakupy tutaj to byly to ciuchy rozmiaru 14-16. Tym razem siegalysmy po maksymalne rozmiary w M&S i Next czyli 16-20. Jesli nic sie nie zmieni, to nastepnym razem zostanie mamie tylko Evans (sklep dla puszystych) - przynajmniej mniej lazenia po sklepach bedzie. Poza tym moja mama ma problem z zebami. Ma parodontoze i przednie dolne dziaslo prawie juz nie istnieje, mamuska normalnie swieci korzeniami. Nie mam pojecia, na czym sie tez zeby trzymaja. Z 10 lat temu miala dlugie i bolesne leczenie - tzn kiretaz (rozcinanie dziasel i czyszczenie kamienia pod spodem). Teraz przydalby jej sie przeszczep tego dziasla. Ale ona nie ma motywacji. Liczy sie tylko praca, praca, praca kazda rzecz poza praca to zlo konieczne i strata czasu. Mamuska chodzila po Londynie jak zlow i kiwala sie z boku na bok. Zaskoczylo mnie to, bo ona zawsze taka ciach mach. Przynajmniej sie nie zasapala, znaczy sie z sercem wszystko ok ale stawy musza jej nadwage dzwigac i to widac w jej chodzeniu. Poza tym jako rehabilitantka cale dnie spedza na nogach. Mamuska potrafi miec pacjentow umowionych na 8, potem ma pare godzin w ciagu dnia na lancz i latanie po miescie (miedzy 13 a 15) a potem ma drugi 'etat' czasem nawet do 21 a codziennie do 20. I tak dzien w dzien. Kocha swoja prace ale nie widzi, ze ta praca ja niszczy. Nas nie ma w domu aby ja przypilnowac. Kasa w domu jest a ona robi jak glupia. Powiedzialam jej, ze zaczne znowu palic jak ona nie zacznie dbac bardziej o siebie. Martwie sie o nia. Ojciec obiecal, ze zadzwoni w tygodniu to sobie z nim pogadam na ten temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz