sobota, 14 listopada 2009

Zaproszenia

Ten tydzien potoczyl sie zdecydowanie lepiej. Zostal w zasadzie zdominowany przez studia i tylko piatek zostal poswiecony na sprawy slubne, zreszta jak i cala sobota. W piatek caly dzien tworzylam nasza slubna strone internetowa. Adres strony podany jest w zaproszeniach co by Angielscy goscie wiedzieli, gdzie lezy Swinkowo, jakim samolotem maja leciec, gdzie maja spac itd. Dzis konczylam strone i dodalam informacje o tym, jak wyglada polski slub, tradycje itd. Narobilam sie nad ta strona jak nie wiem ale mam nadzieje, ze dzieki temu unikniemy wielu pytan. Gdyby tak jeszcze Gwen (tesciowa) mogla sie wyluzowac eh. Wiem, ze ona chce dobrze ale jest poprostu mistrzynia w upierdliowsci. Dzwoni z kazda bzdura i to nie raz, ale trzy razy.... ugh

W srode przyszly tez zaproszenia (na zyczenie Agatka pokazuje):

W sumie zamowilismy 5 roznych wzorow do samodzielnego zlozenia:

Od lewej: moj wzor, wzor Billa (tesc), moj wzor

od lewej: wzor Jona i wzor Gwen (ktory w rzeczywistosci chyba najbardziej mi sie podoba)
Agatku, ja tez myslalam, ze zrobienie zaproszen wlasnorecznie to bedzie frajda bo lubie robic takie rzeczy ale w polowie juz wysiadlam. Wszystkie dzisiaj zlozylismy, zajelo nam to ze 4 godziny. A jeszcze jutro musze je wszystkie wydrukowac. Ciesze sie, ze wszystkie sa juz zrobione. To sa zaproszenia dla Angielskich gosci.


Przyszly tez probki zaproszen z Polski (te beda juz zamawiane gotowe). Bylam bardzo zdziwiona bo przyslali mi wiecej niz chcialam (zamowilam 4 wzory) do Anglii i to wszystko za darmo. Tutaj za probki kaza sobie placic i za przesylke tez. Spodobal mi sie jeden wzor ale musze go teraz odeslac do mamuski do akceptacjii.

W zeszly weekend bylismy w Londynie i zamowilismy rozkladana kanape do pokoju goscinnego. Wyglada tak:


Tylko nasza bedzie w szarosciach. Juz sie nie moge doczekac. Ciesze sie, bo mamuska bedzie miala gdzie spac jak przyjedzie.

piątek, 6 listopada 2009

Tydzien mi sie rozlazl

Uffff! Piatek jest a mnie ten tydzien jakos przelecial nie wiadomo kiedy. Malo nauki wykonalam. Za to jestem mistrzynia w wypozyczaniu wlasciwych ksiazek, drukowaniu notatek, wyszukiwaniu artykulow w Internecie i wkladania tego wszystko w odpowiednie foldery. Na tym moje studiowanie sie konczy jak na razie :((

W poniedzialek jeszcze sporo zrobilam. We wtorek bylam na uniwerku i mialam spotkanie z promotorem. Pochwalil mnie, to dobrze. Sroda wogole przeciekla mi przez place tzn. bylam u fryzjera, na miescie, napisalam tekst zaproszen na slub w obu jezykach itd. W czwartek wstalam grzecznie o 5:30, pojechalam na uniwerek znowu sporo zrobilam, poszlam na dwa wyklady, zapoznalam nowych ludzi i wogole git. Wrocilam do domu, wysprzatalam w aucie (zmienilam wycieraczke pasazera, dolalam plynu do spryskiwaczy) i zrobilam pyszna kolacje dla Jona. Dzis jest piatek a jedyne co zrobilam do oddalam samochod na przeglad i odebralam samochod z przegladu. Odpowiedzialam na pare maili i tyle. :( Czuje sie bardzo bezuzyteczna.

Za dwa tygodnie bede jechac do Yorku, do starej pracy. Bede przez dwa dni tlumaczyc Pam, mojej zastepczyni, jak obslugiwac dane z moich badan. Dobrze, ze mi to wpadlo bo kasa zdecydowanie sie przyda.

Zapisalam sie w paru agencjach pracy bo szukam jakiejs dodatkowej roboty. Jon najchetniej chcialby mnie miec wieczorami w domu wiec szukam czegos w ciagu dnia, w te dni kiedy nie jestem na uniwerku. Daja mi raczej mala szanse na znalezienie takiej roboty. Poza tym w Banbury jest z praca bryndza, w kazdej agencji jakiej bylam maja po maximum 10 ofert. Ale moze byc tak, ze wogole pracy nie bede potrzebowac. Akademia podpisala ze mna kontrakt i jesli tylko dadza mi jakas robote to troche grosza zarobie. Poza tym, od przyszlego semestu byc moze bede uczyc. No dobra, uczyc to moze za duzo powiedziane. Bede pomagac pierwszoroczniakom podczas ich laborek. :)

Bomba pt. slub zaczyna cykac. Gwen (tesciowa) juz doprowadza mnie do szalu swoimi pytaniami. Np. A jak moja mama (Pani 87 lat) przyjedzie w piatek, dzien przed slubem to gdzie ona bedzie jadla kolacje? Tak, slub jest 1 maja 2010 i jak widac to jest najwazniejsze pytanie. Nie jestem w stanie z polrocznym wyprzedzeniem powiedziec gdzie babcia Fisher bedzie jadla kolacje. Jeeeeejku.....

Na razie skladamy do kupy zaproszenia. Do Angielskiej czesci gosci, po Polskie zaproszenia wyslemy dopiero w lutym. W zasadzie to jestem w fajnej sytuacji bo moge wybrac dwa rodzaje zaproszen :) Jak wyslalam mamusce tekst polskiego zaproszenia to sie poplakala :)

Oprocz tego Ryanair opublikowal juz loty na kwiecien/maj. Okazuje sie, ze jest lot do Szczecina ale dosc drogi wiec kombinujemy z Berlinem. Chodzi o to, zeby jakis jeden lot zrobic naszym 'oficjalnym' slubnym lotem i pod ten lot postawimy jakis autokar dla gosci. A jak ktos chce innym samolotem przyjechac to musi transport zalatwic sam. Ufff, Gwen mnie meczy tez o te loty. Ona traktuje swoich gosci jak przedszkole. Wszystko chce za nich zalatwic i oczywiscie nie bez konsultacji ze mna wiec jestem zaangazowana w bukowanie biletow dla calej rodziny. Cos czuje, ze ten weekend (jedziemy do nich z wizyta) bedzie super fun!!! Nie moge sie doczekac.

Jon zamowil broszury z Virgin i planuje nasza podroz poslubna. On chce koniecznie jechac na Floryde to wszystkich tych parkow rozrywki a ja nie bardzo. Nie za bardzo lubie Ameryke (bazujac na dwoch wizytach w Nowym Orleanie 18 lat temu) ale musze przyznac, ze jemu bardzo zalezy wiec chyba bede musiala isc na kompromis.

Mam tez nowa fryzure, troszke krotsza, wlosy sa w jako takim ladzie ale dalej wylaza. Na razie lykam tabletki i zmienilam szampon. Zobaczymy...

niedziela, 1 listopada 2009

Na studiach

Jak jest na studiach? W zasadzie to fajnie. Jestem zaskoczona o ile lepiej traktuje sie doktorantow niz magistrow (za licencjatow nie moge mowic). Po pierwsze mam swoje biurko (do wylacznej dyspozycji), na nim komputer (podlaczony do drukarki, gdzie moge drukowac do woli i za darmo), szafke (na wiszace teczki) i regal na ksiazki. Mam tez limit 1000 kopii na ksero (na rok akademicki). Na campus jezdze dwa razy w tygodniu ale musze wtedy wstac o 5:30 rano (bo wyklady mam o 9:00).
Droga nie jest taka zla. 30 km autostrada, 100 km czteropasmowka i kolejne 20 km autostrada. Jeszcze (odpukac) nie przydarzyl mi sie zaden powazny korek. Trasa zajmuje mi 1 godzine 30 minut. Podjezdzam na parking, zostawiam auto (kolo lotniska) i na sam campus dojezdzam autobusem (kolejne pol godziny). Czyli od drzwi do drzwi w 2 godziny. Dwa dni w tygodniu mozna wytrzymac. Zreszta to tylko w semestrze bo kiedy nie ma zajec bede tam pewnie tylko raz na tydzien. :)
Zakupilam sobie kubek termalny na poranna kawe i fajny plecak (myslalam, ze obszerna skorzana torba wystarczy ale jednak plecak bedzie duzo bardziej praktyczny do noszenia ksiazek). Wogole to musialam sie niezle wyposazyc do roli studenta. Zostala mi jeszcze do dyspozycji karta prezentowa do Borders (ksiegarnia), ktora dostalam na pozegnanie z pracy i mama zamiar zaopatrzyc sie tam w nowe notatniki, ale to w Southampton bo w Banbury nie ma tego sklepu :(.

W te dni kiedy siedze w domu, staram sie czytac i generalnie uczyc. Zapisalam sie na trzy zajecia (jako wolny sluchacz wiec nie musze zdawac zadnych egzaminow) i z tym tez mam troche roboty. W tej chwili czytam sporo artykulow aby jakos dojsc do tematu mojej pracy doktorskiej. Ufff, ciezka to robota ale zaczynam chyba widziec swiatelko w tunelu. We wtorek mam drugie spotkanie z promotorami i wypadaloby zaprezentowac jakies pomysly. Poza nauka gotuje i jezdze na zakupy aby wogole nie zwariowac. Ale staram sie siedzec nad ksiazkami 5 godzin dziennie.

Boje sie ze niedlugo zaczne sie slimaczyc po domu w pizamach caly dzien. Na razie staram sie wstawac przed 8 i brac prysznic, kawa i do dziela. Chcialabym tez zaczac biegac rano. Na razie brakuje mi silnej woli i musze cos zaczac robic ze soba bo to tylko dwa tygodnie a juz czuje jak gnusnieje.

Rozgladam sie tez za jakas dodatkowa praca aby podreperowac moje finanse. Niedlugo powinien przyjsc moj kontrakt z Yorku a poza tym szukaja doktorantow aby pomoc pierwszoroczniakom. Dostalam maila, odpisalam w trybie natychmiastowym i od tygodnia cisza. Argh!!!!! Mam nadzieje, ze w tym tygodniu sie cos ruszy.

Poza tym temat planowania slubu znow pokazal sie na horyzoncie. Musimy niedlugo wyslac zaproszenia wiec cos wypada wreszcie wybrac. W nastepny weekend jedziemy do tesciow i bedziemy sprawe finalizowac. Jon tez powoli rozglada sie za nasza podroza poslubna. On koniecznie chce jechac na Floryde i chyba mu ulegne (choc sama chyba bym wolala pojechac do Grecjii - blizej i nie musze sie uganiac za wiza). Ja natomiast rozgladam sie za butami. Spodobaly mi sie takie jedne, ale tak naprawde sa troche 'od czapy' i chyba nie do konca beda sie komponowac z sukienka.

Poza tym dobijaja mnie moje wlosy. W dalszym ciagu mi wypadaja i teraz to juz nie zarty. Lykam tabletki i mam nadzieje, ze sytuacja sie ustatkuje. Poza tym musze je podciac. Generalnie dostaje od nich kota. Nie jestem stworzona do dlugich wlosow oj nie, i nie mam pojecia jaka fryzure bede miala na slubie...