poniedziałek, 1 lutego 2010

Naiwna

No dobra. To jest moje ostateczne rozliczenie sie z malym slubnym koszmarem, ktory mnie meczyl od kilku dni.
Male dziewczynki marza o swoim slubie, o pieknej bialej sukni, o tym jakie beda kwiaty, ze wszystko bedzie takie piekne, perfekcyjne, najpiekniejszy dzien w ich zyciu, latajace golabki itd. Ja uswiadomilam sobie, ze moim marzeniem bylo, aby cala moja rodzina usiadla przy weselnym stole. Rodziny troche jest aczkolwiek niestety cala rodzina jest daleko. Babcia i dziadek mieli sporo rodzenstwa a pochodza spod Czestochowy i tylko dziadek chcial byc marynarzem i wyemigrowal nad morze. Reszta osiedlila sie w Krakowie, Opolu, Katowicach, Czestochowie.

Swego czasu prawie w kazde wakacje jak tata wracal z morza jechalismy na rajd po rodzinie, kawa u jednej cioci, obiadek u drugiej, nocleg u prababaci na wiosce itd. Czasem rodzina odwiedzala nas w Swinoujsciu (w koncu mamy duzy dom prawie nad samym morzem) ale przez ostatnie pare lat kontakty jakby nieco ustaly. Ale... nikt sie z nikim nie poklocil o spadek, pieniadze itd. Nikt na nikogo sie nie obrazil. Ot, samo zycie, kazdy zyje szybciej, ma swoje sprawy odleglosc robi swoje itd. W takiej sytuacji bylam pewna, ze rodzinka sie zbierze i przyjedzie na moj slub w celu odgrzania rodzinnych wiezi. Owszem, spodziewalismy sie ze niektore ciocie nieco juz schorowane byc moze nie dadza rady ale przeciez w miedzyczasie wyroslo mlode silne pokolenie... no tak.

Zaczelo sie od mojej cioci, ktora uznala, ze to jest fair aby na nasze zaproszenie odpisac (bardzo niechlujnie zreszta) na Naszej Klasie. Generalnie chyba aby uniknac rozmowy (aczkolwiek adres mailowy tez w zaproszeniu byl). Malo tego, zaproszenie wyszlo oficjalnie od moich rodzicow (Angielska tradycja ktora mi sie bardzo podoba) a ciocia napisala do mnie. Bardzo, bardzo sie zdenerwowalam. Odpisalam Cioci co na ten temat mysle, uprzejmie aczkolwiek stanowczo.

Jakies 60% sie do nas odezwalo i jakies 40% przyjedzie. Na reszte jeszcze czekamy aczkolwiek zaczynam watpic czy zaszczyca nas jakakolwiek odpowiedzia. Fakt wszyscy przyjaciele sie odliczyli, znajomi ze studiow... mamy przyjaciol, ktorzy przylatuja z Norwegii, Grecji, kuzyn leci z Berlina ale dla niektorych przyjazd z Czestochowy to za daleko.

Wiele osob mnie pociesza, ze chrzanic rodzine, ze ludzie sa rozni itd. Ja wiem, ze nie kazdy jest taki jak ja, nie kazdy szanuje rodzinne wartosci itd. Tak naprawde to jestem zla sama na siebie, bo zaprosilam wszystkich i teraz na wlasne oczy moge sie przekonac kto ma mnie w dupie. I to jest przykre. Sama sie wystawilam. A ja naprawde do tej pory lubilam i wierzylam w cala moja rodzine. W zasadzie to troche mi teraz glupio bo 30 prawie na karku a taka bylam naiwna.

Nic to, wyzoladkowalam sie. Mam nadzieje, ze podejscie niektorych czlonkow rodziny nie zepsuje mi Naszego dnia, nie bede wyczekiwac telegramow i poczty kwiatowej zamiast cieszyc sie tymi, ktorzy przyjechali, ktorym na mnie zalezy :)


3 komentarze:

  1. Faktycznie, cha moze czlowieka trafic w takiej sytuacji. Ale to chyba kwestia mentalnosci, bo my z zach-pom jestesmy zupelnie inni niz 'azjatycka' czesc polski ;)

    I mimo ze sie nie znamy, to mam nadzieje ze bedziecie sie super bawili i bedzie to dla Ciebie najpiekniejszy dzien w zyciu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pzechodzilam dokladnie przez to samo i wiem jak boli! Znajomi przyjechali ze Szkocji i Grecji, a chrzestny, ktory mieszka ode mnie 5 km nie. Wiele osob mnieolalo i nie chodzilo o km, a pewnie o cos innego... moze wydatek na prezent??

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja znow cale zycie marzylam o tym ze po slubie uciekne i nie bedzie zadnego przyjecia. Cala rodzina znala moje podejscie i niby wszyscy "rozumieli" nasza decyzje o przygotowaniu obiadu dla rodzicow i rodzenstwa ale po slubie doszly do mnie sluchy na temat niemilych komenatrzy od niektorych czlonkow rodziny.
    Wiem ze to przykre, ale z czasem czlowiek twardnieje i mniej boli.

    OdpowiedzUsuń