niedziela, 23 maja 2010

Slub cz.1 - Podroz do Polski

No to sie powoli zabieram za nadrabianie zaleglosci. W domu i przy laptopie nie bylo mnie rowniutko miesiac i nie musze chyba pisac, ze jest co robic. Chwilowo jeszcze walcze z efektami 6 godzinnej roznicy czasu miedzy UK a Meksykiem co nie ulatwia sprawy (oczy jak zlotowki przez pol nocy a potem spanie do 10:00).

Zaczne wiec moja relacje od poczatku, czyli podrozy do Polski autokarem. Jak wiadomo bardzo tej podrozy chcialam uniknac ale wulkan nie pozwolil. Wzielam wiec najwieksza walizke jaka mam w domu (walizka, z ktora przyjechalam do Anglii na studia), zapakowalam do niej bez problemu suknie slubna, do tego maly plecaczek z walowa do autkaru i w droge.

Do Londynu dojechalam pociagiem, nastepnie metrem na Victorie. Tam zjadlam dobre sniadanie i nastepnie udalam sie na stacje autokarowa. Co ciekawe, okazalo sie ze nigdy tam nie bylam... Juz kiedys jechalam autokarem z Victorii ale odjezdzal on z zupelnie innego miejsca. Wiec zajelo mi chwile aby zlokalizowac ten dworzec, ktory tak naprawde niczym sie nie rozni od innych dworcow PKS jakie widzialam. Na dworcu oczywiscie burdel, bardzo duzo ludzi a informacji na temat mojego autokaru nigdzie nie ma. Czekam sobie wiec spokojnie, w koncu podjezdza jakies pol godziny przed godzina odjazdu wiec wszystko ok.

Nie za bardzo wiem co zrobic, bo doswiadczenie z autokarami mam kiepskie. W sumie sa trzy autokary tego przewoznika EUROLINES i kazdy jedzie w inna strone (aczkolwiek kazdy potencjalnie moze jechac przez Szczecin). W koncu wywieszaja karteczki, ktory autokar jedzie gdzie i ustawiam sie w ogonku do srodkowego autokaru. Oczywiscie mnostwo ludzi, a jak to Polacy, wszyscy na hura do kierowcy. Kierowca dokonuje tzw. check-inu. Trwa to jakies 5 minut na osobe wiec jest bosko! Sprawdza dokumencik, sprawdza czy delikwent jest na liscie pasazerow, wypisuje jakies tam kwitki, podaje numer miejsca itd. W tym czasie drugi kierowca stoi przy luku bagazowym. Ja stoje w ogonku i tak sobie mysle, ze moze najpierw zdam walizke to latwiej bedzie w tej kolejce (przypominam, walizka tak wielka jak ja).

Wytachalam sie wiec z kolejki i ide grzecznie prosic drugiego kierowce aby zlozyc bagaz w luku. Oczywioscie nic takiego nie wchodzilo w gre bez kwitka od kierowcy. Pan rowniez stanowczo odmowil przypilnowania walizki kolo autokaru (mimo ze on tam caly czas stal i palil papieroska za papieroskiem). A wiec a piac z walizka w ta kolejke. I wtedy wydarzylo sie cos, co sprawilo, ze ugiely sie pode mna nogi. Otoz malzenstwo podrozujace z dzieckiem (dziecka nie widzialam, wiec nie wiem w jakim wieku), posiadajace trzy bilety nie zostali wpuszczeni do autokaru bo.... pan kierowca jasnie panujacy nie mial dziecka na liscie. Owszem, rodzicow mial, dziecka nie mial, autokar pelny wiec nie maja jak jechac.... koniec dyskusji Pan kierowca wydal wyrok bez odwolania. Przejrzalam sobie potem warunki przewozu firmy Eurolines i nie ma w nich nic na temat listy. Przewoz odbywa sie na podstawie waznego biletu a takowy pasazerowie posiadali. Drrrrramat.

Oczywiscie serce mie stanelo no bo jak mnie nie ma na liscie to..... Byl jeszcze inny przypadek. Pewna Pani, na oko pod 60tke, pewnie odwiedziala dzieci miala do odebrania bilet u kierowcy. Pan kierowca jasnie panujacy owszem mial rzeczona Pania na liscie ale bilet mu sie dla Pani gdzies zawieruszyl i stwierdzil, ze na dowod to on Pani nie wezmie. Kazal Pani szukac biura Eurolines (ktore nota bene bylo jakies 500 metrow dalej i wszyscy mowili w nim po Angielsku) aby jej wydrukowali bilet. Skurwysyn.

Ja na liscie bylam, dostalam miejsce numer 6 co mnie ucieszylo bo na tylach autokaru zle mi sie jedzie. Z kwitkiem drugi pan jasnie panujacy kierowca zapakowal moj bagaz i nawet postawil walizke pionowo na moja prosbe (suknia). Siedzialam kolo mlodej dziewczyny, Pauliny z ktora przegadalysmy wieksza czesc drogi. Byla bardzo sympatyczna. Generalnie wszyscy w autokarze byli bardzo sympatyczni. Wiekszosc to byli Polacy mieszkajacy w Polsce, ktorzy odwiedziali krewnych i awaryjnie musli wracac autokarem do pracy itd. Takich jak ja bylo niewiele, byl jeden Anglik, ktory jechal do Koszalina, pewnie do ukochanej :)))) Wszyscy zesmy sie wspierali, ratowali kabanosikami, aviomarinem itd. Brakowalo tylko gotowanych na twardo jajek.

Podroz sama w sobie jednak dosc uciazliwa. Jechalismy promem wiec na promie mozna bylo wysiasc, zjesc cos cieplego wiec nie bylo zle. A od promu to 10 godzin. W zwiazku z tym, ze trzy osoby nie zostaly wpuszczone do autokaru kolo nas byly dwa siedzenia wolne. Pod oslona nocy ja sie tam przenioslam wiec i ja i Paulina mialysmy dla siebie cala polke i mozna bylo troche wywalic kopyta. Na stacji benzynowej pod Szczecinem, zmienilam koszulke, wyszorowalam zabki i bylam gotowa do dalszej akcji.

W Szczecinie bylismy o czasie i juz czekal na mnie ojciec. Zanim pojechalismy do domu musialam jeszcze odebrac bilety na awaryjny autokar powrotny. Otoz w razie gdyby wulkan dymil i dymil a nam trzeba bylo wracac, zarezerwowalam dla Jona i siebie autokar powrotny na wtorek 4 maja, ze w razie czego zdazylibysmy na samolot to Meksyku w czwartek i bylibysmy niezalezni od naszego lotu w srode 5 maja. Bilet rezerwowalam przez telefon w poniedzialek przed wyjazdem, chcialam od razu zaplacic (300 PLN za bilet) ale Pani miala zepsuty terminal kart wiec powiedziala, ze bilet odbiore w czwartek rano w Szczecinie i wtedy zaplace. No wiec tak sie stalo, tylko ze bilet juz kosztowal... 390 PLN!!!!!!! Wkurzylam sie jak nie wiem co, bo chociaz Pan przedstawiciel w okienku byl pomocny i bardzo sympatyczny to jednak normalnie jak tak mozna? Okazalo sie, ze niby ceny na tunel poszly w gore, ze inne takie tralallala i teraz bilet jest drozszy. No ale jak rezerwowalam to kosztowal 300 PLN. Nic to, jesli chcialam bilet to tyle musialam zaplacic i koniec. Ah, Polska to piekny kraj a firmy autokarowe sa bardzo przedsiebiorcze.

Nic to, najwazniejsze ze szczesliwie dotarlam do domu, gotowa do akcji 'Slub' a bilety i tak pozniej oddalismy z czego stracilismy tylko 10%.

C.D.N.

1 komentarz: