niedziela, 6 czerwca 2010

Slub cz.3 - Wielki dzien + poprawiny

Dzieki dziewczyny za komentarze. W zasadzie to dopiero po Waszych komentarzach objawilo mi sie, ze faktycznie niezle sie zorganizowalam z tym weselem. No ale to duza inwestycja wiec trzeba wielu rzeczy dopilnowac a nie isc na zywiol. A co do urody, no to coz. Pare dekad temu dziewczyny braly slub jakies 10 lat mlodsze niz ja to i uroda byla jak trzeba. A moja potrzebowala juz nieco apgrejdu.
Moze w przyszlym wcieleniu bede wedding plannerem bo mysle, ze robienie wesela dla innych to juz musi byc niezla frajda. Mniej stresu :)))) Princesko w zasadzie wszystkie Polki, ktore znam i ktore wyszly za tutejszych wyszly za maz tutaj.

No ale mialo byc o wielkim dniu. Slub byl o 15:30 wiec mialam rano mnostwo czasu. Wstalam ok. 8:00. Nie pamietam co mialam na sniadanie. Na dole, u babci, byl pokoj cateringowy, gdzie lezalo wylozone zarelko dla Polskich gosci zjezdzajacych sie ze wszystkich stron kraju (Angielscy goscie byli w hotelu) i tam sobie cos uszczknelam.

Noc wczesniej wszyscy mowili, ze ja i Jon juz sie nie powinnismy widziec w dniu slubu przed samym slubem wiec wymienilam z nim tylko kilka smsow. On od przyjazdu mieszkal ze mna u rodzicow, ale noc przedslubna spedzil w hotelu razem ze swoimi rodzicami.

O 10:00 pojechalam z ojcem do willi Regina Maris. Tam mielismy zarezerwowany Apartament Kapitanski na noc poslubna i jeszcze dwie dodatkowe noce. W Swinoujsciu normalnych hoteli nie ma a jesli sa to sa zarezerwowane wylacznie dla gosci Niemieckich (dluzsza historia). Odebralismy klucze i zostawilam tam sobie ubrania na pozniej i na poprawiny. O 11:00 ojciec zrobil to samo z Jonem.

O 11:30 mialam fryzjera. Wlosy umylam dzien wczesniej, wiec prysznic rano wzielam w czepku :) Poszlam sobie do fryzjera spacerkiem, sama bo wszystkie Panie gdzies juz sie tam czesaly. (Aha w zwiazku z tym, ze byl to 1 maja to w Swinkowie, gdzie jest 1000 fryzjerow, wszystkie byly zamkniete. Czesc czesala sie u naszej fryzjerki a wiekoszosc u dwoch fryzjerek, ktore czesaly w gabinecie mamy). Fryzura zajela nam 1,5 godziny. Spowrotem zamowilam taksowke.
W domu juz czekala wiazystka, ktora cale rano malowala dziewczyny rowniez u mamy w gabinecie. Makijaz zajal jakas godzine. Po 14:00 mama i Ewelina (wizazystka) mnie ubraly.

MDK jest w zasadzie kolo domu i najpierw chcialam z tata poprostu isc ale wszyscy mowili, ze sobie buty zniszcze. No wiec pojechalismy samochodem.

Ceremonia byla krociutka jak to w urzedzie. Tata poprowadzil mnie do 'oltarza' i 'oddal' Jonowi. Cala ceremonia byla tlumaczona na Angielski. Tlumaczka byla moja pierwsza nauczycielka Angielskiego. Jon powtarzal przysiege za urzedniczka i tlumaczka ja tylko za urzedniczka. Wymiana obraczek i tyle. Na filmie wygladamy na nieco rozkojarzonych. Oboje patrzymy na siebie, urzedniczke, tlumaczke, na siebie, urzedniczke, tlumaczke i tak w kolko. W momencie kiedy Jon skonczyl mowic przysiege moj kuzyn zawolal 'Mamy Cie!'.
Potem bylo skladanie zyczen a potem szampan. Zaszlismy na dol (sala byla na drugim pietrze) i bylo male confetti. Potem wszyscy wsiedli do autbusu a my do auta. Droga do hotelu byla dosc krotka wiec malo bylo trabienia :(

Z witaniem chlebem i sola troche nie wyszlo. Mialo byc przed budynkiem ale zrobilo sie w srodku sali. Musielismy poczekac bo babcie postanowily skorzystac z toalety wiec musielismy poczekac az one skoncza, wdrapia sie do sali balowej i potem dopiero my. Mark (swiadek) mial wejsc pierwszy do sali i nas zaanonsowac (taki Angielski zwyczaj, ktory mi sie bardzo podoba) ale orkiestra troche to zwalila bo Mark wszedl do sali a oni wtedy grali fanfary i nie przestali dopoki mysmy nie weszli do sali wiec Mark zaanonsowal po tym jak weszlismy do sali. Bez sensu. Nie musze chyba mowic, ze z orkiestra umawialismy sie inaczej ale facet postanowil to zignorowac.

Ja wypilam kieliszek z woda i malo nim nie uszkodzilam basisty jak go rzucalam. Potem bylo jedzonko. Ja na wlasnym weselu nie zjadlam parwie nic. Otoz juz na slubie kuzyna rok wczesniej zasmakowalam czym to grozi. Mialam ladna dopasowana sukienke. Ochoczo rzucilam sie na Polskie jedzonko i dopiero przy deserze poczulam, ze zjadlam za duzo a sukienka zaczyna sie robic za ciasna. Normalnie brakowalo mi oddechu. Pod spodem mialam taki bezprzewodowy stanik, tzn. taki bez ramiaczek i zdjecie go dalo jakis tam efekt. Ale generalnie nie polecam. Pomna tych doswiadczen nie jadlam nic aby przypadkiem sytuacja sie nie powtorzyla mimo, ze moja suknia slubna miala wiazany gorset i ewentualnie mozna bylo ja poluznic. Honorowo, wytrzymalam nie tylko w zasznurowanym gorsecie ale i w butach do konca wesela :)))

Po pierwszym jedzonku byl nasz pierwszy taniec. Mielismy trzy lekcje. Taniec byl prosty bo Jon nie czuje sie zbyt pewnie na parkiecie wiec nie chcielismy nic przekombinowac. Wyszlo calkiem fajnie, raz tylko potknelam sie o tren przy kroku do tylu. Bardzo sie staralismy aby nie patrzec na dol bo to zle wyglada na filmie, zamiast tego caly czas przytakiwalismy sobie. Na filmie oczywiscie wyglada to smiesznie. Eh taki los.

A potem juz byla zabawa!!!!! Jon i ja dwoilismy sie i troilismy aby udalo nam sie zamienic slowo z kazdym gosciem. Do tej pory mam wrazenie, ze nie zamienilam z nikim ani slowa. Wujek skomentowal, ze Panstwo Mlodzi powinni trzymac sie razem ale wybaczyl nam ze wzgledu na dwujezyczny charakter imprezy. Zabawa w weza/pociag totalnie nas zabila. Kazde z Was napewno dolaczylo do pociagu podczas wesel, na ktorych byliscie. Ale do momentu wlasnego wesela, nie wiecie jaka to ciezka praca aby zrobic 'caly' pociag.

Oczepiny tez sie udaly. Rzucalam podwiazka z braku welonu. Lapanie bylo ustawione. Pan orkiestra kazal nam rzucic w momencie gdy klepnie nas w ramie wiec polapali swiadkowie. Wszystko byloby ok tylko, ze swiadkowie nie byli para i dziewczyna swiadka nie byla zadowolona. Oczywiscie to Pan Orkiestra zadecydowal, ze zlapia swiadkowie, nikt nas o zdanie nie pytal. Jakbym wiedziala, ze mozna by to ustawic to zlapalby ktos zupelnie inny.

Aha byl jeszcze pokaz barmanski. W zasadzie to wynajecie barmanow to bylo najlepsze co nam sie moglo przydazyc i jedyna pozytywna rzecz jesli chodzi o orkiestre bo to oni nam ich polecili.
Byly przyspiewki, toasty, calowanie na kleczaka, na stole, po udzie itd.

Na koniec wjechal tort. Ze wzgledu na konstrukcje tortu nie wbijali w niego zadnych racy i tym samym wjazd byl raczej malo spektakularny sam tort natomiast byl boski.

Na sam koniec zrobilam sobie sama mojito dla siebie w wynajetym barze. Przyjecie opuscilismy okolo godziny 2:30, taksowka do apartamentu. Jakby sie ktos zastanawial to sil nam wystarczylo... ;)

Nastepnego dnia rano podjechalam do domu aby przywiezc do apartamentu nasze slubne koperty. Przed poprawinami otworzylismy wszystkie aby sie rozeznaz w sytuacji. W jednej sytuacji opadla nam szczeka i muslismy przeprowadzic powazna rozmowe z hojnymi ofiarodawcami.

Nigdy nie bylam na prawdziwych poprawinach tzn. takich z orkiestra. Zawsze bylo to pozne sniadanie, z zurkiem i jedzonkiem z wieczora. Nie za bardzo wiedzialam czy warto. Ale poprawiny byly extra!!!!

Chill outowa muzyczka, na spokojnie, bez stresu, bez jedzenia (moja poprawinowa sukienka byla ciasna i nie miala wiazania wiec jedzenie czegokolwiek wiazalo sie z ryzykiem), mozna bylo pogadac z rodzinka. I dziwnie jakos, poprawiny byly duzo bardziej emocjonalne. Mnostwo, mnostwo wruszen, lez i wogole.

Okolo 18:00 poprawiny sie skonczyly. Wyjelam wreszcie tone szpilek z wlosow i z mezem udalismy sie na dobra kolacje, na steka z winem. :)))))

3 komentarze:

  1. Gosia!


    Ta czesc relacji poslubej jest najbardziej ekscytujaca...czyta sie z zaparym tchem wiedzac, ze wszystko sie udalo i koniec koncow zyli dlugo i szczesliwie!
    Doceniam, ze zamiescilas swoje spostrzezenia z tego jakze waznego wydarzenia. Czekam na wiecej- bo zakladam, ze to jeszcze nie koniec.
    W kazdym razie ciesze sie, ze dzielisz sie na forum swoim doswiadczeniem w tej materii. Na pewno wykorzystam pare dobrych rad -w sprawie organizacji mieszanego slubu. To naprawde cenne informacje dla mnie.
    Buzki dla Ciebie. Papapapap
    Pozdrowionka
    Paula

    ps. Dzieki za maila. Juz odpislam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie sie czyta takie relacje :)

    Czekam na wiecej zdjec :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, dzieki wielkie, bardzo pomocny ten Twoj blog:)) mam pytanko: czy mieliscie moze podziekowanie dal rodzicow? i jaka piosenke wybraliscie? My wlansie myslimy nad tym usilnie, ale jak dotad, zadnych pomyslow:/ moze jakas podpowiedz? pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń