sobota, 12 czerwca 2010

Slub Polsko-Angielski w Polsce - poradnik cz.1

Ten wpis dedykuje bezblogowej Pauli. Otoz Paula jest Polka, ktora w Irlandii poznala swoja druga polowke - Paula ( a jakze, nawet imiona maja podobne :). Teraz Paula planuje slub z ukochanym w Polsce i tak wlasnie trafila przypadkiem na mojego bloga gdy opisywalam slub naszego kolegi Eddiego z piekna Czeszka Lucie w Ostrawie. W zwiazku z tym, ze sporo takich wesel sie juz w Polsce dzieje (wlaczajac w to moje wlasne) to pomyslalam sobie, ze warto podzielic sie moim doswiadczeniem z pierwszej reki i byc moze wiecej osob zainteresowanych tematm, tak jak Paula, zajzy tutaj i dozna malej inspiracji.

P.S. Komenatrz do ponizszego wpisu, kazda tesciowa jest inna wiec prosze sie do konca nie sugerowac :)

Slub byl 1 Maja w Polsce bo byl to dlugi weekend u nas i w Anglii. Zaproszenia wyslalismy w pazdzierniku a o odpowiedz poprosilismy do konca roku. W zaproszeniu podalismy adres naszej slubnej strony internetowej. www.jon-and-margarita.gettingmarried.co.uk/

Na stronie zamiescilismy podstawowe informacje o Swinoujsciu, o hotelach, o slubnych tradycjach, o tym jakie sa przyjete prezenty itd. Mozna sobie poczytac. Zaprosilismy tyle samo gosci ze strony Polskiej i Angielskiej i w zasadzie odpowiedz wynosila ok 50% z obu stron. Dwie pary nie dojechaly w ostatniej chwili (tzn. wiedzielismy na tyle wczesniej, ze nie musielismy za nich placic). Ryanair zmienil godziny lotow i w nowym ukladzie musieliby wziac urlop (lot rano zamiast poznym popoludniem) i nie dali rady.

Nasze wesele bylo w osrodku wypoczynkowym, standard calkiem ok (pokoje z lazienkami po remoncie) tzn. typowe weselne warunki podczas gdy na standardy Angielskie mogloby to byc nieco malo. Dlatego dalismy im liste innych hoteli w razie gdyby standard naszego hotelu im nie odpowiadal. Wszyscy zostali w naszym hotelu i nie narzekali.

Goscie zjezdzali sie od srody. W srode byl pierwszy samolot, w piatek drugi, nastepnie niektorzy wyjezdzali juz w niedziele rano a wiekszosc w poniedzialek rano. Niektorzy goscie przylecieli do Berlina (zamiast do Goleniowa) aby troche pozwiedzac i nastepnie dojechali do Swinoujscia pociagiem. O tych najmniej sie martwilismy bo pociag zatrzymywal sie 200 m od hotelu :)

Dla tych co lecieli do Goleniowa zamowilismy autokar. Wyszlo ok. 24 funty na glowe w obie strony. Swiadek - Mark zajal sie zbieraniem kasy. Rachunek za busa zaplacili moi rodzice a potem Mark oddal im pieniadze. Koszt byl podobny gdyby wzieli taksowke (ale pod warunkiem, ze w taksowce sa cztery osoby) tylko ze taksowka zawiozlaby ich tylko do promu a bus do i z hotelu. Wszyscy byli z transportu bardzo zadowoleni.

W srode ja przyjechalam na lotnisko w autokarze aby miec pewnosc, ze wszystko jest ok. W piatek to samo zrobil Mark (bo ja musialam robic urode). Na przyjazd wszyscy goscie dostali informacje (dwie strony A4): co to jest Kantor i jaki jest aktualny kurs wymiany, nazwe i adresy kilku restauracji, adres hotelu, w ktorym sie znajduja (dla taksowkarzy), numer na taksowke i wyznacznik ile kurs mniej wiecej kosztuje, rozklad pociagu do Niemiec, numery awaryjne telefonow: moj i Ojca. Oprocz tego kazdy mial mape Swinoujscia (mape dostalam za darmo w urzedzie miasta) z zaznaczonymi strategicznymi punktami (np. miejscem ceremonii).

Przygotowanie strony internetowej i tej informacji to byl wysilek ale napewno sie on oplacil. Nikt specjalnie nie zasypywal mnie gradem pytan w ostatnich dniach przed weselem i to byl duzy bonus. Mielismy jedynie maly problem z taksowkami, dyspozytorzy nie zawsze mogli sie dogadac i czesto taksowke wysylali zamiast do hotelu Graal to do hotelu Gold (gdzie glownie urzeduja Niemcy). Pare razy goscie dzwonili do mnie i ja im zamawialam taksowke. Ale nie byl to duzy problem.

Goscmi zawiadowala tesciowa. One byla w Swinoujsciu juz dwa razy i jako tako orientowala sie w terenie. Poza tym na recepcji byl chlopak, ktory mowil po angielsku. Jak jeden z naszych gosci po wyscigach w piciu wodki z moim kuzynem (ktory przegral) nie zalapal sie na samolot w niedziele rano to Gwen udalo sie w recepcji zabukowac mu lot na poniedzialek. Nie wiem jak to zrobila ale poradzila sobie swietnie!!!

Jak juz pisalam slub byl cywilny. Jon musial w UK zalatwic oswiadczenie, ze nie jest zonaty (mezaty) i ze moze wejsc w zwiazek malzenski. Mielismy z tym troche problemu bo w UK mowili jedno a w Polsce drugie ale w koncu udalo nam sie zalatwic odpowiedni dokument. Pani w USC skomentowala, ze ten wyglada inaczej niz to co normalnie dostaja ale ma wymagane informacje wiec jest ok. Dokument i dlugi akt urodzenia wyslalismy do Polski do tlumacza. Nastepnie Jon i ja musielismy oboje osobiscie zlozyc dokumenty w obecnosci tlumacza. On oba tlumaczenia i paszport a ja, urodzona w Swinoujsciu tylko dowod osobisty :)))

Ceremonia wg. prawa musiala byc cala tlumaczona wiec nie mielismy jako tako problemu z tlumaczeniem. Poprostu zamowilismy tlumacza i tyle. Wszystko inne zostalo zorganizowane przez USC (mieli juz tekst tlumaczenia itd.).

Uff, ok na dzis tyle. C.D.N.

3 komentarze:

  1. Wow! Przeczytalam od deski do deski i czuje sie wyrozniona ta dedykacja wpisu. Ogromne dzieki! Jestem pewna, ze wiele osob ktore sa w podobnej sytuacji doceni ta notke. Ja na pewno skorzystam z Twych dobrych rad. Czekam na cd a w miedzyczasie przygotuje swoje pytania do Ciebie. Ale to juz na maila.
    Jeszcze raz dziekuje. Pozdrawiam zielono i weekendowo.
    papapap
    Usciski
    Paula-wiadomo, ze bezblogowa :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Ja własnie zaczynam orgganizacje mojego pol-ang wesela. I zupełnie nie wiem jak się za to zabrac, dlatego baaaaaardzo doceniam Twój wpis.
    Dzięki że jesteś i dzielisz sie z nami swoim doświadczeniem. :)

    Otylka

    OdpowiedzUsuń
  3. jako ze czeka mnie przygotowanie polsko angielskiego wesela, dziekuje za pomysl o stronie! nie pomyslalabym ze to ulatwi tak sprawe

    OdpowiedzUsuń