poniedziałek, 31 maja 2010

Slub cz.2 - Przygotowania

W zasadzie przygotowania do naszego slubu zaczely sie juz w dniu zareczyn czyli 24 pazdziernika 2008 roku :) Pamietam te date bo stalo sie to 2 dni po 50 urodzinach mojej mamy :) To juz wtedy ustalilismy date, ze bedzie to 1 Maj 2010 bo duzo czasu aby przygotowac i jest to dlugi weekend zarowno w Polsce jak i w Anglii a wszyscy nasi goscie mieli daleko. W Swieta tego samego roku zarezerwowalismy juz sale oraz orkiestre.

Oj orkiestra. W zasadzie nalezy im sie osobny post. Musze tez wyczaic jakies Zachodniopomorskie forum slubne i nieco obrobic im cztery litery. Ja generalnie nie lubie klimatow slubnej orkiestry, podtatusialych panow z wasami i ich zenskich odpowiednikow. DJ (najlepiej jakis mlody) wydawal mi sie duzo sensowniejsza opcja ale mama koniecznie chciala orkiestre. No wiec zamowilismy Szczecinska Dwunastke (nazwana na czesc jednostki wojskowej). Widzielismy ich na kilku filmach weselnych a poza tym moj kuzyn, ktory zawodowo zajmuje sie filmowaniem wesel, studniowek itd. zna ich nieco 'po fachu'. Grali bez zarzutu, bardzo przyzwoicie ale na tym sie konczylo. Wogole nie nadawali sie na polsko-angielskie wesele, nie dostosowali sie do zadnych moich prosb, upili sie a na koncu postanowli zostac w Swinkowie dodatkowa noc za ktora nie zaplacili. Dramat!!!!

Suknie slubna kupilam w Anglii, latem 2009. Pierwsza, ktora przymierzylam. W lipcu 2009 bylam w Polsce, wtedy podjelismy ostateczna decyzje, ze slub bedzie cywilny co spowodowalo lawine klopotow. Powiem krotko, jesli ktos w Polsce nie bierze slubu koscielnego a na swoj slub zapraszam wiecej niz 20 gosci to ma jednym slowem prze*****e!!!!
W Anglii slub cywilny mozna wziac w balonie, pod woda, na plazy itd. itp. W Polsce, w malym pokoiku w Urzedzie Stanu Cywilnego. Nie mowiac juz o tym, ze 1 maja USC jest zamkniety (mimo, ze jest to sobota). Nie dziwie sie wcale, ze mlode osoby, ktore za bardzo nie chodza do kosciola, nie wierza w Boga albo nie lubia Kosciola do slubu Koscielnego ida jak w dym. Naprawde sie nie dziwie, bo alternatywa w zasadzie nie istnieje. Ale ja mam wiecej przywoitosci niz stroic sie w cudze (t.j. katolickie piorka) i udawac kogos, kim nie jestem byle miec ladna oprawe slubu.

Rodzice jakims cudem przekonali kierowniczke USC aby nie tylko udzielila slubu 1 Maja ale rowniez aby wyszla poza podwoje USC. Slub odbyl sie w sali kameralnej MDK, niezbyt ciekawej, musze przyznac ale alternatywy nie bylo. Wynajcie sali na 2 godziny kosztowalo... 800 zl!!!! Chyba wiecej niz 'co laska' w Kosciele. Ale dyrektor MDK przeniosl nawet walne zebranie spoldzielni mieszkaniowej 'Tecza' do innej sali, bo nasza sala byla juz dzien wczesniej gotowa i ustrojona.

Lista spraw do zalatwienia: fotograf na slub (z Wawy), fotograf do zdjec pozowanych, kamerzysta (nie moj kuzyn), kwiaty dla gosci bo zazyczylismy sobie aby kazdy mial biala roze, totalnie pretensjonalny pomysl ktory tylko przyspozyl nam klopotow, orkiestra kameralna do ceremonii, tlumacz na ceremonie, fryzjer, makijaz, buty do sukni, dopasowanie sukni, sukienka na poprawiny, menu na slub, barmani na slub, zakup alkoholi, transport dla gosci spod MDK, ustrojenie samochodu, kreacja dla mamy, kreacja dla babci, karteczki z imionami na stol, tort (od cukiernika pasjonata, ktory przeszedl samego siebie), kwiatki na stol ceremonialny, kwiatki na stol weselny, wiazanka slubna, strona internetowa z informacjami lokalnymi dla gosci Angielskich, transport z/na lotnisko gosci angielskich (oni placili a mysmy zalatwili aby cos tam na nich czekalo bo przeciez lotnisko Goleniow jest posrodku niczego), Pani odpowiedzialna za szampana w USC i pewnie jeszcze milion roznych innych spraw.

Uroda: uroda panny mlodej to wazna sprawa. W magazynach slubnych w UK sa reklamy dentystow (nowy usmiech), chirurgow plastycznych, liposukcji, zageszczania i przedluzania wlosow. Jednym slowem, przy odpowiednim budzecie Pan mlody moglby swojej narzeczonej wogole nie poznac przed oltarzem :)))) W naszym przypadku 2 miesiace przec slubem zapisalismy sie na silownie i postanowlismy tam chodzic, ja nawet codziennie. W kazdy weekend gralismy w squasha, w ciagu tygodnia bieznia, rowerek, wioslarz. Oprocz tego w miare zdrowe odzywianie aczkolwiek raz w tygodniu musiala byc pizza wiec bez odmawiania sobie podstawowych przyjemnosci. Wlosy zapuszczalam na slub dlugo. Dwa miesiace przed slubem zaczelam robic peeling twarzy co pare dni i maseczki nawilzajace, raz w tygodniu maseczke na wlosy, oczywiscie zadnego farbowania wiec chodzilam z malowniczym odrostem. Dwa tygodnie przed slubem zaczelam tez wcierac dwutygodniowa, dwa razy dziennie kuracje anycellulitusowa od Vichy. Oraz wszystko zapuszczalam - wlosy na nogach (co by mozna je bylo wywoskowac), brwi (co by latwiej je bylo wyskubac i nadac ksztalt) no i paznokcie. Juz w Swinoujsciu poszlam jakies 4 razy na solarium, dwa razy na zabieg rewitalizujaco-nawilzajacy etc. do kosmetyczki. Dzien przed slubem pedicure, manicure (nie mialam tipsow) i wosk na nogi. Dwa dni przed slubem skubanie brwi. Farbowanie 10 dni przed slubem. Wlosy mialam umyc wieczorem przed slubem. Ufff, to chyba wszystko. W zasadzie chyba nie najgorzej. Babcia czesto mi mowila, ze w dniu swojego slubu wazyla 49 kilo. No coz, ja bylam dobre 7 lat starsza od babci w dniu swojego slubu ale udalo mi sie wage zbic do 51 kilo. Mimo usilnej pracy nad ramionami (z ktorych kiedys bylam bardzo dumna) draznilo mnie jak wyszly na filmie. No i mam jednak wielka szyje, ale to zasluga mojej tarczycy, ktora jest zupelnie w porzadku tylko ma taka urode, ze jest powiekszona. Eh eh eh. Czy ja pisalam, ze tak naprawde to nie mam obsesji jak wygladam? ;)

W przeddzien slubu mialam kilka 'zalaman nerwowych', pojawily sie tez lzy. To straszny stres a poza tym czujesz duza odpowiedzialnosc i masz wrazenie, ze normalnie tego nie ogarniasz. A jeszcze tesciowa wogole nie wyluzowala sie przed weselem. Wrecz przeciwnie. Np. dwa dni przed slubem chciala aby zarezerwowac dla niej i czesci rodziny stolik na bagatela 19 osob. Jak mi sie wreszcie udalo to potem zmienila zdanie i chciala zamienic to na 3 stoliki po 8, 7 i 5 osob. Ja bym Pannie Mlodej glowy takimi pierdolami nie zawracala. No ale nic to.

Sam wieczor przed slubem wszyscy spotkalismy sie w knajpie, w ktorej sie 'wychowalam'. Ja wypilam tylko jeden kieliszek wina i pozegnalam sie ok 22:00. W domu zamienilam pare slow z rodzicami, tak na spokojnie juz. W razie problemow ze spaniem wzielam tabletke nasenna i przed 23:00 juz smacznie spalam. Rano obudzilam sie wypoczeta i gotowa aby spedzic jeden z najpiekniejszych dni z zyciu :))))

C.D.N.


niedziela, 23 maja 2010

Slub cz.1 - Podroz do Polski

No to sie powoli zabieram za nadrabianie zaleglosci. W domu i przy laptopie nie bylo mnie rowniutko miesiac i nie musze chyba pisac, ze jest co robic. Chwilowo jeszcze walcze z efektami 6 godzinnej roznicy czasu miedzy UK a Meksykiem co nie ulatwia sprawy (oczy jak zlotowki przez pol nocy a potem spanie do 10:00).

Zaczne wiec moja relacje od poczatku, czyli podrozy do Polski autokarem. Jak wiadomo bardzo tej podrozy chcialam uniknac ale wulkan nie pozwolil. Wzielam wiec najwieksza walizke jaka mam w domu (walizka, z ktora przyjechalam do Anglii na studia), zapakowalam do niej bez problemu suknie slubna, do tego maly plecaczek z walowa do autkaru i w droge.

Do Londynu dojechalam pociagiem, nastepnie metrem na Victorie. Tam zjadlam dobre sniadanie i nastepnie udalam sie na stacje autokarowa. Co ciekawe, okazalo sie ze nigdy tam nie bylam... Juz kiedys jechalam autokarem z Victorii ale odjezdzal on z zupelnie innego miejsca. Wiec zajelo mi chwile aby zlokalizowac ten dworzec, ktory tak naprawde niczym sie nie rozni od innych dworcow PKS jakie widzialam. Na dworcu oczywiscie burdel, bardzo duzo ludzi a informacji na temat mojego autokaru nigdzie nie ma. Czekam sobie wiec spokojnie, w koncu podjezdza jakies pol godziny przed godzina odjazdu wiec wszystko ok.

Nie za bardzo wiem co zrobic, bo doswiadczenie z autokarami mam kiepskie. W sumie sa trzy autokary tego przewoznika EUROLINES i kazdy jedzie w inna strone (aczkolwiek kazdy potencjalnie moze jechac przez Szczecin). W koncu wywieszaja karteczki, ktory autokar jedzie gdzie i ustawiam sie w ogonku do srodkowego autokaru. Oczywiscie mnostwo ludzi, a jak to Polacy, wszyscy na hura do kierowcy. Kierowca dokonuje tzw. check-inu. Trwa to jakies 5 minut na osobe wiec jest bosko! Sprawdza dokumencik, sprawdza czy delikwent jest na liscie pasazerow, wypisuje jakies tam kwitki, podaje numer miejsca itd. W tym czasie drugi kierowca stoi przy luku bagazowym. Ja stoje w ogonku i tak sobie mysle, ze moze najpierw zdam walizke to latwiej bedzie w tej kolejce (przypominam, walizka tak wielka jak ja).

Wytachalam sie wiec z kolejki i ide grzecznie prosic drugiego kierowce aby zlozyc bagaz w luku. Oczywioscie nic takiego nie wchodzilo w gre bez kwitka od kierowcy. Pan rowniez stanowczo odmowil przypilnowania walizki kolo autokaru (mimo ze on tam caly czas stal i palil papieroska za papieroskiem). A wiec a piac z walizka w ta kolejke. I wtedy wydarzylo sie cos, co sprawilo, ze ugiely sie pode mna nogi. Otoz malzenstwo podrozujace z dzieckiem (dziecka nie widzialam, wiec nie wiem w jakim wieku), posiadajace trzy bilety nie zostali wpuszczeni do autokaru bo.... pan kierowca jasnie panujacy nie mial dziecka na liscie. Owszem, rodzicow mial, dziecka nie mial, autokar pelny wiec nie maja jak jechac.... koniec dyskusji Pan kierowca wydal wyrok bez odwolania. Przejrzalam sobie potem warunki przewozu firmy Eurolines i nie ma w nich nic na temat listy. Przewoz odbywa sie na podstawie waznego biletu a takowy pasazerowie posiadali. Drrrrramat.

Oczywiscie serce mie stanelo no bo jak mnie nie ma na liscie to..... Byl jeszcze inny przypadek. Pewna Pani, na oko pod 60tke, pewnie odwiedziala dzieci miala do odebrania bilet u kierowcy. Pan kierowca jasnie panujacy owszem mial rzeczona Pania na liscie ale bilet mu sie dla Pani gdzies zawieruszyl i stwierdzil, ze na dowod to on Pani nie wezmie. Kazal Pani szukac biura Eurolines (ktore nota bene bylo jakies 500 metrow dalej i wszyscy mowili w nim po Angielsku) aby jej wydrukowali bilet. Skurwysyn.

Ja na liscie bylam, dostalam miejsce numer 6 co mnie ucieszylo bo na tylach autokaru zle mi sie jedzie. Z kwitkiem drugi pan jasnie panujacy kierowca zapakowal moj bagaz i nawet postawil walizke pionowo na moja prosbe (suknia). Siedzialam kolo mlodej dziewczyny, Pauliny z ktora przegadalysmy wieksza czesc drogi. Byla bardzo sympatyczna. Generalnie wszyscy w autokarze byli bardzo sympatyczni. Wiekszosc to byli Polacy mieszkajacy w Polsce, ktorzy odwiedziali krewnych i awaryjnie musli wracac autokarem do pracy itd. Takich jak ja bylo niewiele, byl jeden Anglik, ktory jechal do Koszalina, pewnie do ukochanej :)))) Wszyscy zesmy sie wspierali, ratowali kabanosikami, aviomarinem itd. Brakowalo tylko gotowanych na twardo jajek.

Podroz sama w sobie jednak dosc uciazliwa. Jechalismy promem wiec na promie mozna bylo wysiasc, zjesc cos cieplego wiec nie bylo zle. A od promu to 10 godzin. W zwiazku z tym, ze trzy osoby nie zostaly wpuszczone do autokaru kolo nas byly dwa siedzenia wolne. Pod oslona nocy ja sie tam przenioslam wiec i ja i Paulina mialysmy dla siebie cala polke i mozna bylo troche wywalic kopyta. Na stacji benzynowej pod Szczecinem, zmienilam koszulke, wyszorowalam zabki i bylam gotowa do dalszej akcji.

W Szczecinie bylismy o czasie i juz czekal na mnie ojciec. Zanim pojechalismy do domu musialam jeszcze odebrac bilety na awaryjny autokar powrotny. Otoz w razie gdyby wulkan dymil i dymil a nam trzeba bylo wracac, zarezerwowalam dla Jona i siebie autokar powrotny na wtorek 4 maja, ze w razie czego zdazylibysmy na samolot to Meksyku w czwartek i bylibysmy niezalezni od naszego lotu w srode 5 maja. Bilet rezerwowalam przez telefon w poniedzialek przed wyjazdem, chcialam od razu zaplacic (300 PLN za bilet) ale Pani miala zepsuty terminal kart wiec powiedziala, ze bilet odbiore w czwartek rano w Szczecinie i wtedy zaplace. No wiec tak sie stalo, tylko ze bilet juz kosztowal... 390 PLN!!!!!!! Wkurzylam sie jak nie wiem co, bo chociaz Pan przedstawiciel w okienku byl pomocny i bardzo sympatyczny to jednak normalnie jak tak mozna? Okazalo sie, ze niby ceny na tunel poszly w gore, ze inne takie tralallala i teraz bilet jest drozszy. No ale jak rezerwowalam to kosztowal 300 PLN. Nic to, jesli chcialam bilet to tyle musialam zaplacic i koniec. Ah, Polska to piekny kraj a firmy autokarowe sa bardzo przedsiebiorcze.

Nic to, najwazniejsze ze szczesliwie dotarlam do domu, gotowa do akcji 'Slub' a bilety i tak pozniej oddalismy z czego stracilismy tylko 10%.

C.D.N.