czwartek, 26 lutego 2009

Ahhhhh (ziew)

Zieeeewam caly dzien. Rano ledwo sie dobudzilam, wiec zamiast isc dziarsko do pracy (20 min) wzielam auto (5 min) aby sie wyrobic na 9:00 (zazwyczaj jestem w pracy o 8:00). Caly dzien oczy mam na zapalkach a kawki nie wolno bo detox. Wczoraj dzielnie zywilam sie wylacznie warzywami i owocami i orzechami i tylko na kolacje zjadlam 7 smetnych krewetek. Byly boskie. Byly to tzw. King Prawns, ktore kupilam surowe (kolor szary) i 'naparzylam' przez pare minut. Wyszly duzo lepsze nic takie kupione juz ugotowane. Dzis mam nadzieje tez uda mi sie przezyc tylko na warzywkach a jutro juz w miare normalnie ino zdrowo.

Podobno jak sie czlowiek detoksuje to ma miec wiecej energii a ja jestem jak przekluty balonik. Caly dzien siedze w necie i jedyne co robie to odpisuje na maile i odbieram telefony. Nie moge sie juz doczekac jak przyjedzie Jon. Marzy mi sie spokojny weekend po tym ostatnim w Londynie. Byc moze wyleziemy z domu aby spotkac sie z Lee i Nina ale poza tym bede sie relaksowac.

Wczoraj zadzwonilam do ojca i donioslam na mamuske (tycie, zeby itd.) ale co on biedny poradzi skoro jest w Rio?

środa, 25 lutego 2009

Wybor sukni slubnej i takie tam

Weekend z mamuska w Londynie uwazam za udany, tyle ze na koncie moglabym miec wiecej kasy :) Pojechalam do Londynu juz w czwartek w porze lanczu (nie lubie jezdzic autostrada w moim malym samochodziku) bo sie denerowalam. Dojechalam spoko, wieczor spedzilam z 'tesciami' i Jonem, ktory w tamtym tygodniu byl w Londynie na szkoleniu.
W piatek rano odebralam mamuske z lotniska i tym razem pociagiem (autko zostalo na lotnisku) pojechalysmy do Londynu. Mamie szybko ekscytacja Londynksim metrem przeszla, chyba nie musze mowic dlaczego.
Poszlysmy na lancz do Soby a potem zjednoczylysmy sie z tlumem na Oxford Street. Zabralam mame do NikeTown (jedyne sklep jaki odwiedzam w Londynie regularnie), mama kupila kilka t-shirtow i ja tez. Potem poszlysmy do Bravissimo gdzie moja mama z 90 C zmienila sie w 80 E :)

Wrocilysmy do hotelu i po malym odpoczynku troche za pozno wybralysmy sie w strone Hammersmith Appolo na wystep Riverdance (mamuska nie wiedziala co bedzie ogladac). Okazalo sie, ze kolo teatru nie ma nigdzie zadnej knajpy a mamy za malo czasu aby szukac czegos dalej. Zamiast kolacji, na ktora mialam mame zaprosic przed wystepem zjadlysmy w teatrze wielka paczke popcornu. Wystep byl swietny, miejsca mialysmy wysmienite a mamusce spelnilo sie jedno z jej marzen. Jedyny przytyk jaki mam, to ze jak ogladalam Riverdance w TV to tanczylo ich tam mnostwo (ale pewnie dlatego ze na DVD czy w TV to sa wielkie koncerty jubileuszowe itd.) a na tym wystepie chyba ok 20 w tym samym czasie na scenie.

Nastepnego dnia udalysmy sie do London Olympia na National Wedding Show. Generalnie wrocilam tylko zdezorientowana. Przymierzylam 5 sukienek, zadna nie wpadla mi w oko. Wszystkie byly strasznie ciezke i sztywne. Nie mam pojecia jakbym w takiej zbroi wytrzymala 12 godzin. Patrzylysmy tez na zaproszenia i te byly ok. Mysle, ze bede miala dwa zestawy zaproszen, jedne dla Polskich gosci a drugie dla Angielskich. Objerzalysmy potem pokaz sukien slubnych, ktory byl calkiem fajny, pojawil mi sie pomysl krotkiej sukienki, takiej retro ale potem jakos mi sie przestal ten pomysl podobac. Potem spotkalysmy sie na kawie z Gwen (tesciowa) i Tracy (przyjaciolka rodziny, wychodzi za maz 1 sierpnia) i to by bylo na tyle. W metrze zrobilam wzrokowy 'research' pierscionkow zareczynowych i moj wypadl zazwyczja dobrze :)

Z mama postanowilysmy sie dobic zakupami (rozumiem powiedzenie shop until you drop) mama w przymierzalni z 15 sztukami odziezy a ja cierpliwie czekam. Znalazlysmy tez bardzo fajna mala wloska knajpke (nie sieciowa) niedaleko Oxford Street. Zjadlysmy taki duzy lancz, ze znowu w tym dniu kolacji nie bylo. Potem do hotelu po bagaze i do drugiego hotelu tym razem juz na lotnisku. O 5 rano zabralam mame na terminal, odprawilam, zostawilam przy security i dalej poszlam spac.

Niedziele spedzilam na kanapie u tesciow a w poniedzialek pojechalam do centrum na spotkanie i wreszcie do Yorku. Oh jak ja sie za domem stesknilam. Z tym spotkaniem w poniedzialek do dobrze wyszlo bo mnie firma zasponsoruje benzyne na te cala wycieczke. W mieszkaniu glucho bo Ali i Glenn w Egipcie wiec robie sobie co chce. A co robie?

O robieniu na drutach nie bede wspominac, o tym sobie mozecie poczytac gdzie indziej. Ale zaczelam od wczoraj detox. Po pierwsze przyszedl moj parowar, wczoraj go wyprobowalam i poki co jestem pod wrazeniem. Najlepsze jest to, ze w jednym urzadzeniu mozna wszystko przygotowac i specjalnie sie synchronizacja nie przejmowac. Ciekawa jestem po jakim czasie stanie sie bezuzytecznym meblem w kuchni. :)

Wczoraj zjadlam wiec mlode ziemniaki, fasolke szparagowa, brokuly i kawalek dorsza. Wszystko przyrzadzone bez soli (rybe troszke skropilam sosem sojowym) i w szoku bylam, ze to wszystko mial nawet jakis smak. Dzis rano zjadlam jogurt (sojowy) z truskawkami i otrebami a na lancz salate z dwoma ziemniakami z wczoraj i sliwke. Nie musze chyba mowic ile na zarcie wydalam wczoraj z Tesco?

Poki co spoko. Jutro czeka mnie tofu oraz makaron zrobiony z ryzu i kukurydzy. Bedzie ciekawie. W ramach gimnastyki, uwaga, poszlam dzis do pracy (a nie pojechalam). Chcialabym nie peknac z tym detoxem do piatku. Weekend moze byc troche zdradliwy bo przyjedzie Jon i bedzie chcial pizze itd. Zobaczymy. Jak do piatku bede sie trzymac warzywek to dobrze. A od poniedzialku przejde na normalniejsza diete i wroce na silownie. Mam motywacje, bo dokladnie za miesiac jedziemy na Teneryfe i chce miec ladne zdjecia.

Natomiast moja mama nie ma motywacji za grosz. Dwa lata temu, kiedy robila zakupy tutaj to byly to ciuchy rozmiaru 14-16. Tym razem siegalysmy po maksymalne rozmiary w M&S i Next czyli 16-20. Jesli nic sie nie zmieni, to nastepnym razem zostanie mamie tylko Evans (sklep dla puszystych) - przynajmniej mniej lazenia po sklepach bedzie. Poza tym moja mama ma problem z zebami. Ma parodontoze i przednie dolne dziaslo prawie juz nie istnieje, mamuska normalnie swieci korzeniami. Nie mam pojecia, na czym sie tez zeby trzymaja. Z 10 lat temu miala dlugie i bolesne leczenie - tzn kiretaz (rozcinanie dziasel i czyszczenie kamienia pod spodem). Teraz przydalby jej sie przeszczep tego dziasla. Ale ona nie ma motywacji. Liczy sie tylko praca, praca, praca kazda rzecz poza praca to zlo konieczne i strata czasu. Mamuska chodzila po Londynie jak zlow i kiwala sie z boku na bok. Zaskoczylo mnie to, bo ona zawsze taka ciach mach. Przynajmniej sie nie zasapala, znaczy sie z sercem wszystko ok ale stawy musza jej nadwage dzwigac i to widac w jej chodzeniu. Poza tym jako rehabilitantka cale dnie spedza na nogach. Mamuska potrafi miec pacjentow umowionych na 8, potem ma pare godzin w ciagu dnia na lancz i latanie po miescie (miedzy 13 a 15) a potem ma drugi 'etat' czasem nawet do 21 a codziennie do 20. I tak dzien w dzien. Kocha swoja prace ale nie widzi, ze ta praca ja niszczy. Nas nie ma w domu aby ja przypilnowac. Kasa w domu jest a ona robi jak glupia. Powiedzialam jej, ze zaczne znowu palic jak ona nie zacznie dbac bardziej o siebie. Martwie sie o nia. Ojciec obiecal, ze zadzwoni w tygodniu to sobie z nim pogadam na ten temat.

wtorek, 17 lutego 2009

Theoni

Dzis dostalam maila od Theoni, ze Michalis z nia zerwal.
Moja Theoni, z ktora mieszkalam w akademiku, z ktora wypalilam tira papierosow i wypilam moze wina i tequili, ktora w maju zeszlego roku przedstawilam mamie i ktora bedzie swiadkowa na moim slubie. Moja Theoni jest teraz sama we Freiburgu, obcym miescie do ktorego przeprowadzila sie z Aten bo ukochany zaczal tam doktorat a ona dla towarzystwa drugiego juz magistra.

Dostalam maila i od razu zadzwonilam. Podobno facet sie zmeczyl. Michalis, ktorego rowniez wiele razy widzialam, toczylam z nim dysputy filozoficzne (jest filozofem) i karmilam pierogami z kapusta i grzybami mojej mamy. Oni byli przyjaciolmi od podstawowki, potem zakochali sie w sobie, razem chyba z 10 lat albo i wiecej. Czyzby dorosle zycie ich przytloczylo? A moze tak to jest jak sie para zna od dziecka, nigdy z nikim innym nie byli itd?

Moi rodzice sa dla mnie jedynym przykladem takiej pary. Poznali sie w liceum i dalej sa szczesliwi. Wszystkie podobne zwiazki sie rozpadaja, jak chocby ostatni pisalam o Slawku, koledze z kabiny na jachcie, ktory zostawil zone i dwojke dzieci bo ona stracila poped seksualny (razem uczyli sie do matury itd.).

Smutno mi. Wiecej o Theoni bede wiedziec wieczorem kiedy bede do niej dzownic.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Mojo is back

Dobre mojo mi wrocilo!!! W sobote bylam caly dzien taka uchachana jakbym najarala sie trawy. :) Ale generalnie po ostatnim weekendzie (kiedy to nie pojechalam do Londynu) wszystko zaczelo wracac do normy. Generalnie sytuacja sie nie zmienila ale ja juz nie patrze na to wszystko w kategoriach katastrofy.

Z nowosci to:

- Mark (brat Jona) rozwalil sobie noge grajac w pilke. Lezy w szpitalu i nie moga go operowac bo opuchlizna nie chce zejsc. Nie moge tego Jonowi powiedziec, ale Mark to taki idiota jakich malo. Prace ma tylko jakas dorywcza wiec oczywiscie zadnego chorobowego, mieszka z rodzicami wiec bedzie go mamusia glaskac. Nie mam pojecia, czemu czasem dwaj bracia sa tak rozni??? (To samo sie przeciez tyczy mojego ojca i wujasa).
- Przyszedl pan zaloczyc antene w naszym pokoju, wywiercil dziure w scianie, przeciagnal kabel a u Ali podpial rozgaleznik. Za wszytko skasowal £50 a ja myslalam, ze sie wsciekne. Sama bym to cholera zrobila. Myslalam, ze jak juz wolam fachowca to on mi gniazdko porzadne zamontuje. Mylilam sie :( szybko mi jednak przeszlo bo mam TV i wszystkie kanaly i wogole. Tak naprawde jest to pierwszy TV jaki sobie kiedykolwiek kupilam (czy to nie troche smutne ze ostatnio czerpie radosc z kupowania welny i TV?) hehe
- Ali zaczela ze mna rozmowe na temat mieszkania. Cos mreczy ze moze by sie Glenn wprowadzil do momentu kiedy oni sie wyprowadza na Poludnie (wyglada na to ze jednak bedzie wyprowadzka). Ja powiedziec nic nie moge, bo Ali przygarnela mnie wiec mowie ze spoko. Z jednej strony ok ale z drugiej ja lubie jak oni ida do niego w weekend (w tygdniu sa prawie non stop ze mna) i my z Jonem mamy mieszkanie dla siebie. Daje nam to troche oddechu. A jak oni beda tam tak caly czas, non stop az do lata? Poza tym Ali chce mieszkanie sprzedac z czego bardzo sie ciesze. Podobno jej firma w ramach 'relokacji' ma zaplacic wszelkie oplaty (niemale) zwiazane ze sprzedaza wiec warto skorzystac z okazji. Nie jestem tylko pewna czy zaplaca tez Jona czesc? No i Ali chyba liczy na to, ze szybko sprzeda, jeszcze jakis maly proficik przygarnie i zalozy gniazdko z Glennem w Londynie (podczas gdy ja zostane bezdomna). Troche sie tym przejelam ale potem pomyslalam, ze lepiej bedzie dla nas wycofac sie wreszcie z tego chorego ukladu mieszkaniowego, wiec i my mozemy cos kupic razem a poza tym mieszkanie na bank sie nie sprzeda tak szybko i cos czuje ze ja bede tam rezydowac i pokazywac mieszkanie potencjalnym kupcom podczas gdy Ali i Jon beda poza Yorkiem. Wiec spoko.

Po powrocie z Londynu (tak, moj weekend z mamuska juz za pare dni) postanowialm zaczac prawdziwa diete. Przez ta mala depreche jadlam jak swinka a teraz nie za bardzo chce mi sie przestac. Ale postanowilam, ze jak wroce to kupie sobie parowar (a co!) i wroce na silownie. W maju jest komunia Jasia i powinnam dobrze wygladac. Poza tym dziergam te wszystkie dzianiny a do dzianin trzeba miec figure :)

poniedziałek, 9 lutego 2009

Tak sobie

W dalszym ciagu jest tak sobie niestety. Szukam wszlekich sposobow na poprawienie sobie humoru. Za rada Ani poszlam na solarium i pewnie pojde jeszcze ze dwa razy. Bede wygladac jak zachodniopomorska lala ale co tam (nie ublizajac Ani czy sobie). W piatek zrobilo mi sie tak zle, ze nie wsadzilam sie w pociag do Londynu (Jon mial zostac tam na weekend, bo byly urodziny jego brata itd. a ja mialam dojechac) i Jon (ah kocha) przyjechal do mnie do Yorku. Pogadalismy troche, troche sie pozalilam zrobilo mi sie troche lepiej. Najgorsze, ze chyba troche tesciowa tym zdenerowalam, tzn. nie jest ona zla na mnie ze w sumie nas tam nie bylo ale ze sie zmartwila bardzo.

Oprocz solarium kupilam sobie nowy telewizor (hehehe tym razem z grubej rury) w sumie nic specjalnego, po prostu nowy TV do sypialni bo stary nie nadawal sie juz do niczego od dluzszego czasu. Okazalo sie, ze nie mamy gniazdka antenowego w pokoju i teraz musze poszukac kogos, kto mi takie zalozy (za sciana u Ali jest).

Jon pojechal wczoraj okolo 2 wiec zajrzalam do Slawka, nie widzialam go chyba z pol roku. Fajnie bylo posiedziec troche z Polakami, objerzelismy 'Jaka to Melodia' i 'Szymon Majewski Show'. :) Poczestowali mnie rosolem i bylo super! Wieczorem, po raz pierwszy w historii mialam ochote na film, bylejaki ale za to z konkretna aktorka - Meryl Streep. Wyprobowalam wiec nowy telewizor ogladajac 'Pozegnanie z Afryka'. :) Wogole w ten weekend obejrzelismy kilka dobrych filmow. Dwie premiery na DVD -Taken i The Fall - bardzo polecam.

Nareszcie mamy tez zabukowane wakacje. Siedem dni na Teneryfie pod koniec marca, na poludniu tam gdzie bylam z rodzicami (przelotem, a raczej przeplywem). Generalnie cala okolica to apartmanety z basenami i sklepami, knajpami dla Anglikow. Na rogu Fish&Chips itd. No taka mala Anglia z palmami. Normalnie nie przepadam za takimi miejscami na wakacje ale tym razem to jest dokladnie to czego potrzebuje. W padzierniku bede dwa tygodnie zeglowac po Peloponezie wiec dawke przygod na ten rok bede miala tak czy siak.

W pracy tez juz jakos lepiej, robota idzie do przodu, mniej czasu spedzam na sieci. Moglabym tylko jeszcze na silownie chodzic troszke czesciej. Popracuje nad tym. Niestety niedawno umylam frytkownice i wlalam swierzy olej wiec teraz pare razy w tygodniu jem frytki (jakby na swiecie nagle zabraklo ziemniakow to stracilabym sens zycia).

Chcialam podziekowac Wam za slowa otuchy. Jak mowie, ze juz mi lepiej. Jeszcze nie do konca jestem soba ale wyglada na to ze odbilam sie od dna i lece w gore :)

wtorek, 3 lutego 2009

Dupa

Czuje sie do dupy. Juz od jakiegos czasu taka smetna jestem i nie mam pojecia o co chodzi. Normalnie nie moge sie odnalezc.

W pracy robie takie nic ze az mnie zeby bola. Siadam za biurkiem, zagladam na moje blogi, patrze sobie na jakies wzorki na druty, ostatnio tez przegladam oferty wakacyjne a potem od nowa. Doslownie. Jesli zrobic cos w robocie to moze zajmuje mi to ze dwie godziny maks. MASAKRA. Najgorsze, ze juz mi sie zbiera i jak szybko nie zaczne wreszcie pracowac, to gowny uderzy w wentylator.

Naprawde jestem przygnebiona. Wszystkie powody wyliczone w ostatnim poscie. Mam dosc, chce wakacji, teraz natychmiast i mam w dupie wszystko inne. :(( bez kija nie podchodzic.

Dzis nie bylam na silowni, nie mam checi nic gotowac i chyba zaraz jakies frytki usmaze albo zamowie pizze. Gwalce wszystkie podreczniki na temat 'emotional eating'. Ale tak naprawde to nawet jesc mi sie nie chce ani nawet na drutach robic, ani filmu objerzec no nie chce mi sie absolutnie niiiiic. Tak zle jeszcze nie bylo...

poniedziałek, 2 lutego 2009

Musicale, musicale

Po raz drugi widzialam musical na WestEndzie. Kiedys bylo to moje wielkie marzenie, ktore spelnilam pare lat temu idac na Chicago. Tym razem poszlismy na 'Nedznikow' i niestety werdykt nie jest zadowalajacy. Tzn. sztuka byla ok, naprawde wszystko super a glowny aktor byl niesamowity tylko ze ciar po plecach nie bylo jakich doswiadczalam ogladajac Miss Sajgon nawet po raz 20sty. I tak sobie mysle, ze to chyba wina jezyka. Problemow z Angielskim nie mam, wzruszam sie na filmach ale musical to cos innego. Tez wszystko rozumiem ale ciar nie ma i tyle :( Szkoda... moze musze jeszcze kilka musicali obejrzec i sie przestawie??

Generalnie 'londynski weekend' (ktory nie byl weekendem by byla to sroda i czwartek) bardzo nam sie udal. Hotel okazal sie calkiem przyzwoity choc pokoik byla bardzo malutki a w lazience mozna bylo myc zeby w umwalce siedzac na sedesie i przy okazji zamoczyc nogi w wannie :) W srode poszlismy na kolacje do Wagamamy na Camden, ktorej jestem wielka fanka. Natomiast w czwartek poszlismy do bardzo dziwnej knajpy. Nigdy nie bylam w miejscu tak pozbawionym klimatu. Jon byl zachwycony, bo juz kiedys byl w tej knajpie tylko w Disneyworld (ja sie nie dam zaciagnac na Floryde za zadne skarby).

Weekend minal nam calkiem sympatycznie choc w niedziele dopadl mnie nieco zly chumor. Mysle, ze caly ten beznadziejny rok zaczyna mnie wnerwiac. Jon dwa razy stracil prace, musimy dzielic z kims mieszkanie (i choc nie jest to koniec swiata to jednak jest roznica niz jak mieszkalismy sami) no i nie bylismy razem na wakacjach od wrzesnia 2007 roku za to bylismy na wielu slubach, urodzinach, chrzcinach etc. Od tych rodzinnych funkcji normalnie mi sie juz rzygac chce. W tym roku chce ograniczyc je do minimum. Jest styczen a my juz jestesmy zaproszeni na trzy sluby plus mam komunie chrzesniaka. Ludzie, odpierdolcie sie ode mnie, Jon ma tylko 20 dni urlopu!!!!!! (Uff pomoglo).

W celu poprawienia chumoru wybralismy sie do kina na Slumdog millionare. Bardzo dobry film, polecam! (Mimo ze sa tam tylko Hindusi).

Dzis nas nieco zasnierzylo (jak i cale wyspy) i dostalam bonus. Zamykaja nasze biuro o 15:00 aby umozliwic zalodze sprawny powrot do domu. Pogoda jest bardzo dziwna. Spadl snieg i teraz raz jest slonce (piekny ziowy krajobraz) a za 5 minut snierzy i nie widac nic. I tak w kolko. Jak dla mnie to bomba bo mieszkam 5 minut samochodem od pracy wiec specjalnie snieg mi nie przeszkadza. W zwiazku z wczesniejszym zakonczeniem dnia polece na silownie. W zeszlym tygodniu nie bylo mnie tam wcale a i jadlam co popadlo. Poza tym moja zywieniowa stronka sie podniosla i znow moge jej uzywac (Jej!).