środa, 29 kwietnia 2009

Kolejny pasjonujacy tydzien

W piatek musialam wziac wolne aby dokonczyc sprzatanie mieszkania. Pewnie sobie pomyslicie, ze mam syf czy cos. Ale nie. Generalnie musialam wiele zeczy przearanzowac, a poza tym poprostu odswierzyc wszelkie powierzchnie plaskie. W koncu do zrobienia mialam salon z kuchnia (ooogromny), sypialnie i lazienke (tez nie mala) i korytarz. Do 3 w piatek sie uwinelam, dwa zbiorniki w odkurzaczu zapelnilam. Tak to jest jak ma sie wszedzie dywany. Dobrze, ze nie jestem alergikiem (no przynajmniej nie na kurz).

Ali i Jon wrocili i od razu wybyli na wielka impreze pozegnalna wiec w piatek siedzialam sama ale nie mialam nic przeciwko temu. Moglam sie nacieszyc chatka. W sobote rano zdjecia zostaly zrobione i teraz moge balaganic od nowa :). W sobote wybralismy sie na zakupy i kupilam sobie po przecenie fajna sukienke, taka imprezowa bo zbliza sie komunia Jasia, slub Szymona i slub Tracy wiec bedzie jak znalazl.

Z Leeds sie nie odezwali, rozmowy maja by w piatek wiec raczej juz sie nie odezwa. Szkoda, bo to bylo 40 kawalkow ale spoko. Sa jeszcze dwie inne opcje no i spotkanie w sprawie doktoratu juz za tydzien w Southampton.

Wczoraj tez negocjowalam z Chinami. Otoz moi rodzice 5 maja obchodza 30 rocznice slubu. Ojciec juz zamowil u mnie zorganizowanie bukietu 30 roz. Z Chinami, a dokladnie z Chinskim agentem statku (bo Ojciec wlasnie tam teraz jest) negocjowalam ja. Przyniesli mu na statek bukiet 30 roz, a co. Byl nieco zaskoczony. Co prawda nie tak jak 5 lat temu, kiedy przyniesli mu 25 roz w Ameryce Poludniowej ale zawsze :)))) Ja natomiast bylam pod wrazeniem 'obslugi' bo kwiaty dostal szybciej niz w Interflorze hehehe.
Prosze bardzo, nawet zdjecie dostalysmy. Szczesliwy Pan Kapitan :)

W pracy sporo sie dzieje. Na poczatku tygodnia sie stresowalam ale dzis juz spoko bo powoli przeczloguje sie przez najwazniejsze sprawy. Mam o czym myslec i chcialabym sobie 'stresa' wylaczyc choc nie do konca daje rade.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Wiosenne porzadki

Ali jednak kranow nie zabrala ze soba, zostawila tez umywalke :) Jak weszlam w poniedzialek do mieszkania to wygladalo jakby sie do nas ktos wlamal. Od poniedzialku wiec sprzatam jak glupia i powoli, niestety bardzo powoli sie rozjasnia. Ten tydzien mija w zastraszajacym tempie.
Udalo mi sie juz wysprzatac caly salon, pukladac wszedzie DVD, zorganizowac sobie prawdziwy kacik druciarski, przebic sie przez tone listow i dokumentow lezacych na komputerowym biurku itd. Dzis mam w planach kuchnie (kuchnia juz zorganizowana tylko musze ja nieco wysprzatac, umyc kuchenke, zlew, blaty itp.) i sypialnie a jutro mam nadzieje lazienke. W sobote ma przyjsc ktos z agencji mieszkaniowej zrobic zdjecia a potem juz moge na nowo balaganic :)

W miedzyczasie wyslalam jedna aplikacje o prace a do 1 maja wysle jeszcze dwie. Zobaczymy czy zaczne jezdzic na wywiady. Najbardziej to bym chciala dostac te robote w Leeds (aplikacja juz wyslana) bo duzo wiecej kasy i najwieksza zmiana, jesli chodzi o profil pracy - pozegnalabym sie z wyzsza edukacja - no ale zobaczymy. Oprocz tego na parapecie (na pulkach sa same DVD) pasa sie ksiazki, ktore powinnam przejrzec do doktoratu. Drutowo jestem w dupie co mnie troche martwi. Blog tez stoi odlogiem no bo nie mam sie czym chwalic ale w ten weekend powinnam nadgonic.

Co do Chrisa samochodu to rozkraczyl sie zupelnie. Pani z Forda zadzwonila do mnie z informacja, ze to nie tylko skrzynia biegow ale i chamulce i ze naprawa to tysiace funtow wiec sie chyba nie oplaca (bo auto nie jest az tyle warte). Chris nie dzwonil do mnie od poniedzialku wiec nie mam pojecia jakie ma plany.

Mam tez ambitne plany zrzucic pare kilo przed rodzinna impreza (komunia mojego chrzesniaka) w polowie maja ale na silowni juz drugi miesiac mnie nie widza. W przyszlym tygodniu, jak uporam sie z mieszkaniem musze znalezc czas aby sie tam wreszcie udac.

Jestem bardzo zajeta i wieczorami padam ale generalnie jest spoko. Wole byc zmeczona niz znudzona. :))

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Poniedzialkowe sny

Jon w poniedzialki wstaje o 5 rano aby dojechac do pracy do Coventry. Troche mi go zal ale tym sposobem mamy cala niedziele dla siebie no i cala noc :) Oczywscie tym wstawaniem mnie budzi i ja potem dosypiam sobie jeszcze ze dwie godzinki. Podczas tych dwoch godzinek mam zawsze szalone sny wiec zawsze w poniedzialki budze sie w jakims dziwnym nastroju w zaleznosci od snu. I tak dzisiaj, zapewne w zwiazku z tym, ze dzis przyjezdza firma przeprowadzkowa i zabiera wszystkie rzeczy Ali snilo mi sie, ze Ali zabrala z mieszkaniowych lazienek wszystkie baterie (krany, przysznic itd.) z naszej lazienki nawet umywalke a ze swojej rowniez muszle klozetowa..... pozostawie to bez komentarza. Mam nadzieje, ze jak dzis wroce z pracy to nie czekaja mnie zadne niemile niespodzianki tego typu :)
Weekend minal nam przeuroczo a naszych wsplokatorow wogole nie widzielismy. W sobote wieczorem odwiedzilismy Nine i Lee na pierwszym w tym sezonie grillu bylo troche chlodno ale dalo sie wytrzymac hi hi. Poza tym wiekszosc czasu spedzilismy na oszklonej werandzie raczej niz w ogrodzie. Wypilam cala butelke wina, jak na mnie to sporo i w niedziele mialam lekkiego kaca co bardzo zadko mi sie przydaza. W niedziele nawiedzil nas Chris z Justyna. Bylo super. Niestety jak juz wyjechali to jeszcze szybciej wrocili bo sie skrzynia biegow im sie rozkraczyla. Zawolalismy the AA i samochod jest obecnie w serwisie Forda w Yorku. Wyglada na to, ze troche tu pobedzie co oznacza, ze z Chrisem sie jeszcze zobacze.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Wyszla na scene i.....

Nie wiem czy ogladaliscie w ostatnia sobote 'Britains got talent'. Wyszla tam na scene 47 letnia dziewica w gustownej sukience (ale za to czarnych rajstopach) ktora wygladala na conajmniej 13 lat wiecej. Generalnie wszyscy spodziewali sie zenady a jak babeczka przydzwonila szlagierem z 'Nedznikow' to ludzie zbierali szczeki z podlogi. Zrobila na mnie fantastyczne wrazenie, normalnie pociekly mi lzy. Mozna ja obejrzec tutaj na YouTube. Podobo caly swiat juz oszalal na jej punkcie :)

A co u mnie? Wczoraj bylam bardzo zajeta. Po powrocie do domu zabralam sie za kuchnie. Ali zwolnila jakies 70 procent miejsca w szafkach wiec trzeba je bylo jakos zagospodarowac. Poltorej godziny zajelo mi przerzucanie w szafkach, ukladalam sobie jak chcialam. Udalo mi sie tez schowac w szafce frytkownice, ktora od zawsze stala na podlodze jak i inne badziewie. Nie dosc, ze wszystko mam ladnie poukladane w szafkach to jeszcze podloga w kuchni sie przejasnila :). I cale doswiadczenie bylo bardzo terapeutyczne wiec poprawil mi sie humor. Potem pojechalam do biblioteki na uniwerek i wypozyczylam troche ksiazek aby sie lepiej przygotowac do wywiadu doktoranckiego. Wieczorem chcialam jeszcze troche podziergac ale zaczelam zupelnie nowy wzor i nic mi nie chcialo wyjsc, pewnie dlatego, ze bylam zmeczona. Z okazji przeprowadzki znalazlam plyte z filmem 'Chlopaki nie palcza'. Filmy Lubaszenki mnie rozbrajaja wiec sobie dzis obejrze a co :))))

No coz, takze jak widac na zalaczonym obrazku jestem dzis happy bunny. W pracy spokojnie, uporalam sie z wiekszoscia zadan na dzis wiec do 4 bede chyba pisac aplikacje o prace :) Jutro wraca Jon a w sobote rano jedziemy do 'demobilu' zobaczyc czy mozemy tam wytachac jakies tymczasowe meble za dyche. Tak naprawde to potrzebujemy tylko jakiejs szafki na ktorej mozemy trzymac wieze i DVD, ale kto wie z czym wrocimy...

wtorek, 14 kwietnia 2009

Ciezki byl ten weekend (i bez kurczakow)

Agato, Aniu i Magdo wielkie dzieki za komentarze do mojego poprzedniego wpisu. Macie racje jestem na rozstaju drog i ciesze sie, ze tak naprawde podzielacie moje zdanie, znaczy sie doktorat robic. Pomyslalam tez sobie, ze moglam kogos urazic ze 13k to wystarcza na waciki. Przepraszam. Nie mialam nic zlego na mysli i nie uwazam, ze osoby ktore tyle wlasnie zarabiaja zyja jak biedaki itd. Byly czasy kiedy marzylam o takiej pensji. Chodzi o to, ze czlowiek to takie durne zwierze, ktore sie szybko przyzwyczaja do dobrego i kazdy spadek pensji jest bolesnie odczuwany. Letwiej jest zarabiac 13k a potem 25k a potem jeszcze wiecej ale trudniej jest w druga strone. Oczywiscie oferta z Southampton jest bardzo korzystna bo na dokladke napewno bede tam uczyc a to dodatkowe pieniadze a poza tym, jak powiedziala Magda zawsze mozna dorobic a czego jak czego ja zadnej pracy sie nie boje :) Przeprowadzilam z Jonem powazna rozmowe i podjelismy decyzje, ze jesli wywiad pojdzie pomyslnie i ja bede czula ze to jest to, to zaczne w pazdzierniku doktorat. Temat powisi na kolku do 5 maja kiedy to jade do Southampton. Dam Wam znac.

Weekend byl za to bardzo ciezki. Z braku funduszy, ktore ostatnio zasilily przemysl turystyczny Hiszpanii zostalismy w domu a co za tym idzie posrodku wielkiej akcji pakowania 80% mieszkania przez Ali i Glenna. Mimo, iz w akcji nie uczestniczylismy caly ten ruch i rozgardiasz nie pomagal w procesie relaksacji. Ale to jeszcze nic. Przynajmniej efektem ubocznym tej akcji byla nasza wyprawa wczoraj do Ikei i Argosu w calu nabycia: czajnika, odkurzacza, kartonowych ozdobnych pudelek, szklanek, deski do prasowania, lampek do salonu, patelni i innych drobiazgow, ktore wywedruja z mieszkania razem z Ali w nastepny poniedzialek.
Co najbardziej zszargalo mi nerwy byly dyskusje na temat sprzedazy mieszkania. Jon podpisal raczej malo korzystna umowe zakupu co przy dzisiejszej sytuacji na rynku oznacza, ze jesli nie bedzie musial doplacic do tej sprzedazy (koszty agencji) to bedzie git. Mama Jona nie chce sie z tym pogodzic i chce nam pomoc finansowo aby Ali wykupic, nastepnie zmienic warunki kredytu na takie, ktore umozliwa nam wynajecie tego mieszkania i przeczekanie paru lat az rynek sie nieco polepszy. W sytuacji gdy oboje raczej zegnamy sie z Yorkiem i gdy ja jeszcze wezme na siebie doktorat nie ma mozliowsci abysmy wynajmowali cos razem na Poludniu i jeszcze trzymali taka potezna inwestycje w Yorku. Mama nie moze tego zrozumiec no i dyskusja wybucha na nowo.
Generalnie Ali zainwestowala 14k w to mieszkanie w postaci depozytu. Mieszkanie przy odrobinie szczescia sprzeda sie za jakims zyskiem ok 20k. W tej sytuacji ona mowi, ze ona zabiera 14k ktore bylo jej a reszta do podzialu na pol. Ale wg. kontraktu ona powinna otrzymac albo 14k albo 56% zysku w zaleznosci co jest wyzsze. Trzeba wiec doczytac kontrakt i zobaczyc co sie komus nalezy. No i oczywiscie mnie to w zasadzie zupelnie nie dotyczy ale jakos cala trojka (Ali, Mama Jona i Jon) wybrali mnie sobie na posrednika w negocjacjach. Mam tego serdecznie dosc ale jakos sama nie potrafie sie 'nie wtracac' wiec mam za swoje. Ehhh.
Najwazniejsze jest to, ze 20 kwietnia firma przeprowadzkowa zabiera wszystko i moge zabrac sie za aranzowanie mieszkania na swoja modle (podobno oni zostawiaja tylko materac w sypialni). No ale z nimi jeszcze nie koniec. Ali oficjalnie zaczyna nowa prace 1 maja a Glenn jakos tak zaraz po niej (wiec pewnie zostanie ze mna przez nastepny tydzien) bo jego dzial potrzebuje ciut wiecej czasu aby sie przeniesc. Potem podobno Ali firma zaplaci za podroz do Yorku raz na tydzien przez trzy miesiace wiec ona pewnie bedzie wpadac sluzbowo co jakis czas. Ale tak czy siak ja zostane pania na wlosciach do czasu az mieszkanie sie sprzeda. Beda je wystawiac na sprzedaz juz jakos niedlugo wiec pewnie bede robila za kustosza (pokazywanie mieszkania potencjalnym kupcom) no ale mam nadzieje, ze u mnie sie tez juz niedlugo zmieni i opuszcze to mieszkanie.

No wlasnie doktorat nie jest jedyna opcja. Znalazlam ciekawa oferte pracy i mam zamiar wyslac aplikacje w tym tygodniu. Jestem dosc pewna siebie, ze na wywiad to powinni mnie zaprosic. No ale to sie okaze juz niedlugo i tez dam Wam znac. Praca jest ciekawa i za sporo wieksza kase. Mam tylko nadzieje, ze nie beda miala dylematu. Uffff

Tak wiec swieta minely nam zupelnie nieswiatecznie. Nie spalaszowalam nawet calego czekoladowego jajka a glownie robilam na drutach, obejrzelismy drugi sezon Dextera na DVD i trzecia czesc Transportera. Co do innych nowosci to moj dobry przyjaciel Chris, z ktorym popelnilismy licencjat z Socjologii nawiedzi nas w Yorku ze swoja dziewczyna w przyszly weekend i bardzo bardzo sie z tego powodu ciesze.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Co mi chodzi po glowie?

Wrocilismy z wakacji. Bylo calkiem fajnie ale nie super super. Pewnie przez pogode, spodziewalam sie upalow i te moje oczekiwania zderzyly sie nieco z rzeczywistoscia. Poza tym nie moge narzekac. Mieszkanko mielismy bardzo fajne tyle tylko, ze nie bylo zbyt czyste. Jedna rzecz tylko mi sie nie podobala - ceny!!!! No poprostu dramat. Euro sie teraz praktycznie zrownalo z funtem. Ja sobie zdaje sprawe, ze jak czlowiek jest na wakacjach to placi za wszystko extra ale niektore ceny czy ceny uslug mnie poprostu powalily. Np. plyn do mycia naczyc Fairy w Anglii to koszt jakies 70 pensow, tam w 'osiedlowym sklepiku' - £3.50. Glupi sos do makaronu w sloiku £5 (dwa razy co normalnie). Ale na glowie pobil wszystkich Aqua Park. Wejsciowka £25 ale.... szafka £4 plus £2 depozyt a za lezak dodatkowe £3.5 od osoby. Zestaw hot dog z cola i frytkami £9, w innym parku ten sam zestaw kosztowal £6.50. Generalnie sobie nie zalowalismy, ale to juz byla bezczelnosc wg. mnie.

W domu zmiany. Ali podczas naszej nieobecnosc zaprosila kilka agentow nieruchomosci, ktorzy wycenili mieszkanie. Niestety nie sa to powalajace wyceny. Ciekawe jest to, ze specjalnie z Jonem tego nie skonsultowala ani nie powiedziala co chce zrobic dalej. Oni maja dziwny uklad. No ale to nie moja sprawa, ja sie nie wtracam tym bardziej ze za mieszkanie nic nie place i jako jedyna potrzebuje lokum w Yorku wiec mnie sie nie spieszy.

Ali oficjalnie dostalan nowa prace w Game w Basingstoke i od 1 maja przenosi sie tam na stale (w tej chwili pracuje tam 4 dni w tygodniu). Glenn chyba tez, choc on mowi, ze moze dopiero w czerwcu bo jego dzial potrzebuje wiecej czasu aby sie przeniesc. Wczoraj tez nieco przypadkiem dowiedzialam sie, ze Glenn moze sie jednak wprowadzi na jakis miesiac. Hmmm super, nikt mi nic nie powiedzial. Ale generalnie zwisa mi to i powiewa bo cos czuje ze oni i tak niedlugo sie wyniosa (to tylko kwestia czasu) a mieszkanie bedzie sie dluuugo sprzedawac wiec tak czy siak Jon i ja bedziemy tam sami koniec koncow.

Andie tez dostala nowa prace. Tym razem wraca z Leeds do Yorku i bedzie pracowala na Universytecie, za miedza :) Niestety dopiero za trzy miesiace bo taki ma okres wypowiedzenia.

U mnie w pracy natomiast bez zmian. Dookola wszyscy albo odchodza, albo sie awansuja itd. a ja do konca nie wiem czego chce. Wiem jedno czas na zmiane. Moja praca jest super, wyrobilam juz sobie nawet nieco nazwisko 'w sektorze' ale wiele czynnosci sie powtarza, nie mam tutaj szansy na awans, jestem to juz ponad 3.5 roku no i Jon pracuje teraz w Coventry i wypadaloby byc teraz kolo niego.

Czuje sie na profesjonalnym rozdrozu. Poki co studiowalam, aby miec dobra prace i mam dobra prace w zawodzie no i co dalej? Oczywscie czas na lepsza prace ale do konca nie wiem czego chce. Tzn. w sumie wiem. Nie chce isc w zadne badania marketingowe, co mi sie jeszcze do niedawna usmiechalo. Chce pracowac w sektorze publicznym, przy duzych badaniach spolecznych a co. W koncu w 2011 bedzie nowy spis powszechny w UK. Ale aby dostac taka robote to.... jestem zdecydowanie za chuda w uszach. Odmozdzam sie i uwsteczniam w pracy. Wiem, wszyscy mowia, ze po studiach wykorzystuje sie 5% zdobytej wiedzy. Tesknie za moja dyscyplina, za metodami, za przedzialami ufnosci, bledami statystycznymi, doborem proby itd. Eh.

No i... w zasadzie wniosek nasuwa sie jeden. Potrzebny mi doktorat :) Nie wiem czy pisalam, ale w przyplywie szalenstwa jakiegos zlozylam podanie o stypendium doktoranckie na University of Southampton. Dobry uniwersytet, wysokiej klasy i co najwazniejsze 'research intensive' co oznacze, ze nawet w kryzysie rzad nie obetnie mu dotacji. No i oczywscie maja tam 'National Centre for Social Research'. Stypendium to oplacone czesne i £13,000 rocznie tax free przez trzy lata. No i.... 1 maja jade na rozmowe. Z tego co mowia mi znajomi w pracy, a oni znaja sie na rzeczy, to stypendium mam w kieszeni. Nie jest to jak wywiad o prace gdzie zawezyli wybor do kilku kandydatow ale poprostu chca mnie lepiej poznac, zobaczyc czy w rzeczywistosci 'wygladam' tak dobrze jak na papierze no i dopasowac mi promotora. Oczywiscie to tylko opinia moich kolegow wiec wszystko sie moze jeszcze zdarzyc. Jechac jade ale...

No wlasnie. Z jednej strony serce mi sie rwie ale z drugiej jest wiele dobrych argumentow aby jednak szukac normalnej pracy bo £13,000 przy moich aktualnych zarobkach to mi na waciki wystarczy. Oczywscie moglabym sprzedac auto (splace do konca kredyt i jeszcze mi moze troche zostanie), dorwac jakies chaltury no i uczyc na uniwerku. Nie musialabym mieszkac w Southampton tylko z Jonem gdzies pod Coventry, poltorej godziny pociagiem od uniwerku wiec da sie obrocic w ciagu dnia jak bedzie trzeba i to nawet bez auta. Mysle, ze to glowny argument, ktory przekona Jona. Ale... nadchodzi wesele do ktorego trzeba sie przygotowac a to wymaga pewnie wizyt w Polsce no i mnostwo innych kosztow, mam caly czas spora sume na karcie kredytowej do splacenia, chyba czas aby rozejrzec sie za domem (na wlasnosc) a moze i dziecmi? No i jak w takiej sytuacji zobowiazac sie do trzech lat studiow? No ale z drugiej strony to przeciez nie cyrograf, zawsze mozna wziac dziekanke, rozwlec studia itd. itp. Jestem przekonana, ze ta inwestycja czasu sie oplaci ale caly czas nie jestem pewna czy aby napewno dam rade. Jakbym miala zaczac w przyszlym roku to bym byla spokojniejsza, dlugi i samochod i wesele wszystko byloby 'posprzatane' a tak? Hmmmm.